„Wreszcie jesteśmy sami” – mówi główny bohater filmu odpoczywający z żoną i dwiema córkami na łonie natury. Po tych słowach kamera się odsuwa i na ekranie pojawia się bezkresny teren, cały usiany zamaskowanymi ochroniarzami. Tak wygląda jedna ze scen finałowych pierwszej fabularnej ekranizacji życia rodzinnego Władimira Putina. Film przedstawia, jak mówią jego twórcy, historię Ludmiły – „żony, matki i kobiety, którą los wyznaczył do niełatwej roli”.
Na stronie internetowej filmu można też przeczytać, że „daje on wyjątkową okazję, aby poznać rosyjskiego prezydenta z zupełnie innej strony”. „Jaki jest na co dzień w życiu rodzinnym? Co mu ciąży na duszy? Czy w sercu pozostaje miejsce na miłość?” – na te pytania ma odpowiedzieć film.
Ze skąpych doniesień prasy wynika, że do powstania scenariusza mogła się przyczynić sama pierwsza dama. Oleg Błocki, autor pierwszej książkowej biografii Putina, która prawdopodobnie zainspirowała twórców filmu, potwierdza, że kilka rozdziałów napisał na podstawie rozmowy z Ludmiłą Putin. Błocki zaprzecza jednak, by miał jakikolwiek związek z powstaniem filmowego scenariusza. Spekulacji o udziale w projekcie małżonki rosyjskiego prezydenta nie potwierdzają także producenci filmu, ale też ich nie dementują. W filmie Ludmiła Putin nosi imię Tatiana. Jako młoda stewardesa trafia pewnego razu do Leningradu i zakochuje się w przystojnym mężczyźnie, świetnie władającym językiem niemieckim i trenującym sambo, czyli sztukę walki podobną do judo i zapasów.
W filmowym wcieleniu przyszły prezydent Rosji nazywa się Aleksander Aleksandrowicz Płatow. Wkrótce poślubia Tatianę, która rodzi mu dwie córeczki. Po kilku latach zostaje skierowany do pracy w Dreźnie. Długoletni pobyt na obczyźnie to pierwsza próba dla małżeństwa.
Ambitna Tatiana nie może znaleźć pracy w obcym kraju i z trudem godzi się z rolą kury domowej. Narzeka na samotność. „Zamiast czytać powieści, zacznij się uczyć niemieckiego” – radzi jej mąż. „Po co, skoro i tak ciągle siedzę w domu?!” – wybucha kobieta, zarzucając mężowi, że traktuje ją jak gosposię.