Prawybory nad Potomakiem – takim mianem ochrzczono wczorajsze prawybory prezydenckie w położonych nad tą rzeką stanach Wirginia i Maryland oraz wciśniętym między nie stołecznym Dystrykcie Kolumbii (czyli w Waszyngtonie).
Gdy zamykaliśmy to wydanie „Rz”, wyniki nie były jeszcze znane. Jednak zwolennicy Baracka Obamy byli pewni swego. – Dziś wieczorem świętujemy zwycięstwo – zapowiadał Matt Broder, organizator jednego z wielu w okolicach Waszyngtonu wieczornego Obama Victory Party.
Według ostatnich sondaży Obama wyraźnie prowadził z Clinton po obu stronach Potomacu. Nie bez znaczenia jest to, że w obu tych stanach oraz w Waszyngtonie są duże skupiska Murzynów, osób z wyższym wykształceniem, wysokimi zarobkami. A wśród tych właśnie grup wyborców senator Obama cieszy się największym poparciem.
Hillary Clinton liczyła jednak, że przynajmniej w Wirginii – gdzie jest sporo sprzyjających jej Latynosów, a na południu i zachodzie dominują wyborcy ubożsi i gorzej wykształceni – uda jej się w ostatniej chwili przeważyć szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Dlatego zarówno ona, jak i jej mąż Bill Clinton prowadzili w ostatnich godzinach gorączkową kampanię nad Potomakiem. Państwo Obamowie nie pozostawali im jednak dłużni. Gdy w poniedziałek były prezydent namawiał wyborców do głosowania na byłą pierwszą damę na południowych przedmieściach Waszyngtonu, Michelle Obama zdobywała poparcie dla swojego męża na północy metropolii.