W Lhasie widać jeszcze ślady zamieszek, spalone i zdemolowane sklepy, ale sytuacja wraca do normy – relacjonuje w „Forbesie” Louise Blouin MacBain, pierwsza cudzoziemka, która dostała pozwolenie na wjazd do stolicy Tybetu. Po marcowych zamieszkach Pekin zakazał obcokrajowcom wstępu do Tybetu. Według władz chińskich w najbardziej krwawych od 1989 roku starciach zginęło 19 osób, a 623 zostały ranne. Tybetański rząd na uchodźstwie mówi o 200 zabitych. Zamieszki wybuchły w 49. rocznicę przegranego powstania w Lhasie, które zakończyło się emigracją Dalajlamy. Wśród Tybetańczyków, przez pół wieku wspierających wiernie swego duchowego przywódcę, coraz częściej podnoszą się głosy krytyczne wobec noblisty. – Moje działania nie przyniosły konkretnych rezultatów, więc ta krytyka przybiera na sile – powiedział ostatnio Dalajlama. „Jego taktyka poniosła zupełną klęskę” – oznajmił w „Daily News” Jamyang Norbu, żyjący na emigracji uczestnik walk partyzanckich przeciw Chińczykom w latach 60. Według niego zalecana przez Dalajlamę metoda walki bez przemocy to dobra wymówka, by nic konkretnego nie robić. Ciągłe prośby i apele do Pekinu, żeby zmienił politykę wobec Tybetu, tylko pogarszają sytuację, bo umacniają Chińczyków w poczuciu wyższości i moralnej racji. Niczego też nie przyniosą kolejne tury rozmów z Chińczykami.

– Oni powiedzą: „Byliście niegrzeczni, musicie się poprawić”, i na tym się skończy – przewiduje Norbu.

Sam Dalajlama wydaje się rozgoryczony brakiem rezultatów swej półwiekowej kampanii. Ostrzega, że oprócz represji chiński rząd chce zastosować jeszcze inną broń: demograficzną. Planuje zasiedlić Tybet milionem rodowitych Chińczyków (Han). Ten proces już zresztą trwa. Jak podaje Tibet Information Network, Hanowie osiedlają się w liczącym 2,7 mln mieszkańców Tybetańskim Regionie Autonomicznym (TRA) głównie w miastach, zmieniając szybko ich charakter. Już połowa z 300 tys. mieszkańców Lhasy to Chińczycy. Dynamicznie rozwijające się miasta zasiedlane przez Chińczyków coraz bardziej kontrastują z rejonami wiejskimi zamieszkanymi przez Tybetańczyków.

Louise McBain uważa, że warunkiem porozumienia z Pekinem jest bardziej pragmatyczne podejście Dalajlamy. – Jego Świątobliwość domaga się kontroli nad 25 procentami obecnego terytorium Chin, wykraczając w swoich apetytach daleko poza granice obecnego TRA. Ten postulat będzie zawsze napotykał na mur niechęci Chińczyków – przekonuje, nawołując do porzucenia mrzonek o powrocie tzw. historycznego Tybetu. Na terenie historycznego Tybetu mieszka obecnie 16 mln ludzi, z tego tylko 6 mln to Tybetańczycy. Stanowią zdecydowaną większość tylko w Tybetańskim Regionie Autonomicznym.