W najbliższych dniach dwóch oficerów niemieckiego wywiadu złoży zeznania przed specjalną komisją Bundestagu. Chodzi o ustalenie, czy Niemcy, wbrew oficjalnym deklaracjom, nie wspierały czynnie Amerykanów w Iraku. Chodzi też o ustalenie roli Franka-Waltera Steinmeiera w całej sprawie.
W 2003 roku., gdy Amerykanie ruszyli na Irak, Steinmeier był szefem urzędu kanclerskiego i nadzorował działalność wywiadu. Powinien był więc wiedzieć, że dwóch niemieckich agentów przekazywało Amerykanom za pośrednictwem swej centrali w Pullach wiele ważnych informacji o tym, co się dzieje w Bagdadzie. Otrzymali za to ordery od administracji prezydenta Busha.
Sprawa stała się głośna dopiero w styczniu 2006 r. za sprawą dziennikarzy telewizyjnego magazynu „Panorama”. Zapytany wtedy, czy wiedział o działalności agentów, Steinmeier odpowiedział krótkim: „Nie”.
Nieco później MSZ zakwalifikował wypowiedź szefa dyplomacji jako „nieporozumienie”. Obecnie jest mowa o tym, że Niemcy „nie udzieliły aktywnego wsparcia” w czasie wojny w Iraku. Sam Steinmeier twierdzi, że jakakolwiek inna interpretacja jest próbą „zniekształcenia historii”.
Jak wynika z dokumentów, do których dotarł tygodnik „Stern”, obaj agenci przekazali ponad 130 informacji, które trafiły do Amerykanów. Były wśród nich koordynaty systemu GPS ważnych obiektów, w których mogli się znajdować Saddam Husajn i jego dowódcy. Wiele z nich stało się celem amerykańskich pocisków samonaprowadzających. Jeden z ważnych meldunków przekazano USA w chwili, gdy w kwietniu 2003 r. kanclerz Gerhard Schröder zapewniał Bundestag, iż „Niemcy w tej wojnie nie uczestniczą”.