Wczorajszą debatę w tej sprawie zainicjował premier Ferenc Gyurcsany, szef lewicowego mniejszościowego rządu. Brakowało niewiele. Za rozwiązaniem parlamentu głosowało 171 deputowanych. 204 było przeciw. – Przedterminowych wyborów nie będzie. Parlament się nie rozwiąże, bo socjalistów i opozycyjnych liberałów jednoczy strach. Najnowsze sondaże sugerują, że socjaliści mają 22-procentowe poparcie Węgrów, a Związek Wolnych Demokratów (SZDSZ) z 4 procentami nie dostałby się do Zgromadzenia – powiedział „Rz” politolog Csaba Kiss.
– To był szatański plan Gyur- csanya, który wystąpił sam z propozycją rozwiązania parlamentu, aby zażegnać narastający kryzys rządowy i wyprzedzić atak opozycyjnej prawicy. Szef rządu chciał wiedzieć, czy 190 socjalistów może liczyć na wsparcie 20 opozycyjnych liberałów podczas zatwierdzania ustawy budżetowej w październiku br. – dodał węgierski politolog.
Kryzys rządowy zaostrzył się 30 kwietnia, kiedy SZDSZ zerwał koalicję z socjalistami. W sierpniu liberałowie zapowiedzieli, że poprą ustawę budżetową pod warunkiem ustąpienia premiera i powołania tymczasowego gabinetu ekspertów do wyborów w roku 2010.
– Żądamy radykalnych zmian w ustawie budżetowej. Ustąpienia premiera, który okłamał społeczeństwo. Drastycznego obniżenia podatków w celu ożywienia gospodarki – oświadczył lider SZDSZ Gabor Fodor.
Gyurcsany miał nóż na gardle. Nie wykluczył, że w przypadku odrzucenia ustawy ustąpi z zajmowanego stanowiska. Ale z drugiej strony czynił wszystko, by się na nim utrzymać. I wpadł na pomysł. – Zażądał samorozwiązania parlamentu. Wiedział, że lewica i liberałowie odrzucą ten wniosek i zjednoczą się wokół jego programu. Od kilku miesięcy powtarza się ten sam scenariusz. To jakiś zaklęty krąg – tłumaczy Csaba Kiss.