„Kanałem niemieckim napłynęły do nas informacje, iż Irakijczycy zaczęli niszczyć instalacje naftowe. To przyspieszyło wybuch wojny” – powiedział w wywiadzie dla „Spiegla” generał James Marks, który w czasie inwazji na Irak był szefem rozpoznania naziemnego amerykańskiej armii. Dwójka działających w Bagdadzie niemieckich agentów otrzymała nawet odznaczenia od prezydenta George’a W. Busha.
„Informacje oficerów niemieckiego wywiadu w Bagdadzie były nieocenione. Polegaliśmy na nich bardziej niż na doniesieniach CIA” – utrzymuje generał Marks, obecnie w stanie spoczynku.
Tego rodzaju rewelacje stawiają w zupełnie innym świetle rolę Niemiec w czasie wojny w Iraku. Zwłaszcza że kanclerz Gerhard Schröder sprzeciwił się amerykańskiej interwencji, dzięki czemu wygrał wybory w 2002 roku. – Mamy do czynienia z hipokryzją i podwójnymi standardami – twierdzą przywódcy opozycji w Bundestagu, który próbuje wyjaśnić, czy wbrew oficjalnym deklaracjom ówczesny niemiecki rząd nie prowadził podwójnej gry. Warto przypomnieć, że wsparcie przez Polskę amerykańskiej interwencji było przyczyną poważnych konfliktów na linii Berlin – Warszawa. Schröder uczestniczył wtedy z budowaniu antyamerykańskiego sojuszu z Rosją i Francją.
Już w najbliższy czwartek przed specjalną komisją Bundestagu badającą sprawę uczestnictwa Niemiec w wojnie w Iraku zeznawać będzie Frank- Walter Steinmeier, szef niemieckiej dyplomacji. W czasie wojny w Iraku był szefem urzędu kanclerskiego Schrödera. – Działalność naszych agentów nie oznaczała aktywnego wsparcia działań wojennych – wyjaśniał wcześniej publicznie. – Kto uważa, że te meldunki (niemieckich agentów – red) nie miały wpływu na przebieg działań wojennych, żyje na innej planecie – twierdzi pułkownik Carol Steward, która w czasie wojny irackiej pracowała w sztabie rozpoznania sił USA.
Czy Steinmeier kłamie? – pytają niemieckie media. Komisja Bundestagu chce doprowadzić do konfrontacji ministra z generałem Marksem oraz pułkownik Steward. Sprawa jest dla szefa niemieckiej dyplomacji niezmiernie niebezpieczna. Nie tylko kieruje MSZ, ale jest także kandydatem SPD na kanclerza w przyszłorocznych wyborach. Z badań wynika, że może liczyć obecnie na zaledwie 21 proc. poparcia obywateli, podczas gdy kanclerz Angela Merkel ma 51 proc. zwolenników.