Daria Pawłowa-Sylwańska miała 51 lat. Jej śmierć była szokiem dla wszystkich. W czwartek poczuła się gorzej i wcześniej wyszła z pracy. Przez dwa dni leżała w domu z ciężką grypą.– W sobotę już czuła się lepiej, wyglądało na to, że choroba się kończy. Ale kiedy zobaczyłem ją w niedzielę rano, natychmiast wezwałem pogotowie – opowiada jej 28-letni syn Georgij. – Trafiła na reanimację. Zmarła w nocy z poniedziałku na wtorek.
Najprawdopodobniej przyczyną były powikłania pogrypowe. – Jeszcze w piątek rozmawiałyśmy przez telefon. To ogromna strata – mówi Jelena Gierucka z redakcji czasopisma „Moj riebionok” (Moje dziecko), gdzie Sylwańska pracowała przez ostatnie lata. – Polska często pojawiała się w naszych prywatnych rozmowach. Dla Daszy Polska była bardzo ważna, bliska – dodaje.
Sylwańska studiowała na Wydziale Geografii Krajów Socjalistycznych Uniwersytetu Moskiewskiego (MGU). Wybrała specjalność Polska. Właśnie wtedy zaczęła się uczyć polskiego. Później – w latach 80. – trafiła do Polski na kilkumiesięczny staż językowy.Mówiła po polsku biegle, bez akcentu. – Nikt w Moskwie nie znał polskiego lepiej niż ona – przekonuje jej syn. On sam po polsku nie mówi, ale bez problemów rozumie. – W naszym domu zawsze mówiło się w tym języku, przewijały się przez niego tabuny Polaków – dodaje.– Zbierała polskie książki, zwłaszcza literaturę drugiego obiegu – opowiada jej matka Marina, znana rosyjska politolog.
– Gdy pierwszy raz spotkałam ją w Moskwie w 1990 roku, nie zorientowałam się, że jest Rosjanką – wspomina dziennikarka, wówczas moskiewska korespondentka, Krystyna Kurczab-Redlich. Poznała ją, jak wielu innych dziennikarzy Polaków, z którymi Sylwańska się przyjaźniła, w polskiej ambasadzie. W latach 90., gdy placówka była prawdziwym centrum polskiego życia w Moskwie, Dasza była tam stałym gościem. – Przychodziła na wszystkie spotkania, imprezy kulturalne – opowiada Kurczab-Redlich.
– Polska straciła wielkiego przyjaciela – mówi były ambasador w Rosji Stanisław Ciosek. – Wielokrotnie się spotykałyśmy, przegadałyśmy wiele godzin. To nigdy nie były spory, nigdy nie było kontrowersji, bo Dasza myślała tak jak my. Była pełnoprawnym członkiem naszej zwartej grupy bojowej – mówi Kurczab-Redlich.