– To obraza dla całego naszego narodu, nie tylko dla Putina – tłumaczyli liderzy protestów. Młodogwardziści nie mają najmniejszych wątpliwości, że piosenkę zasponsorowali Amerykanie. – Ameryka płaci za wszystko w Gruzji – tłumaczył rzecznik organizacji. Aby zobrazować tę zależność, uczestnicy demonstracji przeprowadzili minihappening. Dwaj przebrani w NATO-wskie mundury młodzieńcy obsypywali fałszywymi banknotami dolarowymi Bogu ducha winnego indyka, którego przyciągnęli przed ambasadę. Indyk symbolizował znienawidzonego w Rosji gruzińskiego prezydenta Micheila Saakaszwilego.

„Przypadkowa” zbieżność słów piosenki z wyrazami niechęci dla rosyjskiego premiera od kilku tygodni bulwersuje Rosjan. „Eurowizja: konkurs piosenki czy strefa działań bojowych?” – pod takim hasłem przeprowadzono konferencję prasową, podczas której żyjąca w Rosji abchaska piosenkarka Diana Gurckaja, potępiła piosenkę. – Ten zespół dyskredytuje Gruzję, należy go zastąpić innym – przekonywała Gurckaja, która w ubiegłym roku reprezentowała Gruzję.

Prawdopodobnie Gruzini będą jednak musieli zmienić słowa piosenki, bo zgodnie z zasadami konkursu w prezentowanych utworach nie powinno być aluzji politycznych. W przeciwnym razie z pozoru niewinny żarcik może się przerodzić w prawdziwy skandal podczas majowego finału konkursu w Moskwie. Rosja i Gruzja od sierpniowej wojny na Kaukazie są ze sobą na noże. Co z przykrością konstatuje wielu Rosjan, polityczna wojna między Moskwą i Tbilisi dawno przeniosła się pod strzechy.

– To bardzo smutne, bo przecież tyle nas w przeszłości łączyło. Teraz trudno sobie wyobrazić wakacje w Gruzji czy napicie się gruzińskiego wina, które z Rosji dawno zniknęło – mówi rosyjski biznesmen Dima Kondratiew. – Ale najgorszy jest mur, który wyrósł między nami. Znam wielu ludzi, dla których Gruzin znaczy dziś wróg – dodaje.

Eurowizja miała być płaszczyzną potencjalnego ocieplenia. Początkowo Gruzini zamierzali konkurs zbojkotować, jednak zmienili zdanie pod wpływem organizatorów.