Weteran wojny w Iraku sierżant Ryan Weemer wpadł w 2006 roku. Wówczas starał się o posadę w Secret Service. Poddano go tam badaniu wykrywaczem kłamstw, rutynowo stosowanym wobec wszystkich kandydatów na agentów. W czasie badania padło pytanie: „Jakie najpoważniejsze przestępstwo popełniłeś w życiu?”
Weemer zaczął opowiadać o zdarzeniach, do których doszło w irackiej Faludży w 2004 roku. Był wtedy żołnierzem amerykańskiej piechoty morskiej i brał udział w walkach z irackimi rebeliantami.– Weszliśmy do jednego z domów, było tam czterech czy pięciu mężczyzn. Zabiliśmy ich. Musieliśmy to zrobić – mówił. Jak podkreślił, jego oddział nie mógł zabrać ze sobą jeńców, gdyż musiał kontynuować swoją misję. Żołnierze zadzwonili więc do szefa plutonu Jose Nazario, pytając, co mają robić. – Czy już są martwi? – miał im odpowiedzieć dowódca. Żołnierze zrozumieli to jako wyraźny komunikat, że jeńcy muszą zginąć.
Weemer myślał, że znajdzie zrozumienie u badających go pracowników Secret Service, ale grubo się pomylił. Nagranie trafiło do prokuratury wojskowej. Weemer został aresztowany, podobnie jak jego były dowódca i byli koledzy z plutonu.
Jose Nazario stanął już przed sądem, ale został uniewinniony. Weemer odpowiada przed trybunałem wojskowym w bazie piechoty morskiej w Camp Pendleton. Według jego obrońcy za jatkę odpowiada Nazario, który sugerował, by zabić jeńców. Według niego prokuratura nie znalazła ciał zabitych oraz nie odszukała krewnych ofiar i nie ma żadnego dowodu z miejsca zbrodni. Prokuratura uważa zaś, że wystarcza zeznanie Weemera, w którym przyznaje, że osobiście zastrzelił jednego z Irakijczyków. Wyraźnie mówi, jak wyciągnął pistolet kalibru 9 mm i dwa razy strzelił ofierze w pierś.
Za kilka tygodni ma się rozpocząć proces kolejnego żołnierza z oddziału Weemera – Jermaine’a Nelsona. W walkach o Faludżę zginęło 1350 rebeliantów,6 tysięcy irackich cywilów i 95 Amerykanów.