„Ożywione? Tak. Konfrontacyjne? Nie”. Tak swój cykl spotkań z udziałem polityków, urzędników rządowych, lobbystów i dziennikarzy zachwalała uczestnikom jedna z najsłynniejszych gazet świata.
Miejscem prywatnych spotkań miał być dom szefowej wydawnictwa Katharine Weymouth, która zarządza kontrolowaną przez jej rodzinę firmą od 2008 roku. By otrzymać zaproszenie, lobbyści musieli wyłożyć po 25 tys. dolarów za jedną kolację lub – w ramach specjalnego pakietu – 250 tys. za serię 11.
Pierwszy wieczór, zaplanowany na koniec lipca, miał dotyczyć reformy służby zdrowia, a głównym sponsorem spotkania miała być wielka firma ubezpieczeń medycznych Kaiser Permanente. Sprawa wyszła na jaw, gdy jeden z zaproszonych lobbystów przekazał ulotkę z ofertą gazety redakcji portalu „Politico”. Pod wpływem krytyki, także ze strony własnego zespołu redakcyjnego, szefowie „Washington Post” wycofali się z kontrowersyjnego pomysłu. Weymouth wyjaśniła, że doszło do nieporozumienia i że dział promocji opacznie przedstawił cele i formułę spotkania. „Planowaliśmy serię kolacji z udziałem członków zespołu redakcyjnego, ale na zasadach, które w żaden sposób nie naruszałyby niezależności dziennikarskiej” – stwierdziła.
– Nikt nie może kupić dostępu do dziennikarza „Washington Post” – podkreślił redaktor naczelny Marcus Brauchli. Ale szefowie „Washington Post” nie zamierzają porzucić planów organizacji konferencji i spotkań, które są ważnym źródłem dochodów dla borykających się z finansową zapaścią gazet.