Do ostatniego incydentu doszło niedzielnym wieczorem, kiedy działacz opozycyjnego ruchu Europejska Białoruś Jauhien Afnagel wysiadał z autobusu. Na przystanku został napadnięty i wepchnięty do samochodu osobowego, gdzie kazano mu siedzieć z głową między kolanami. – Pół godziny krążyliśmy po ulicach, a potem wyjechaliśmy z miasta – wspomina. Z samochodu został wyrzucony na polnej drodze. Dzięki komórce, której nie znaleźli sprawcy, Afnagel zdołał wezwać pomoc. Wczoraj złożył doniesienie w prokuraturze.

Ofiarą podobnego porwania padł dzień wcześniej przed drzwiami własnego mieszkania lider opozycyjnej organizacji Młody Front Zmicier Daszkiewicz. Wywieziono go 70 kilometrów od stolicy i pozostawiono w szczerym polu. Korzystając z telefonu mieszkańca pobliskiej wsi, Daszkiewicz poprosił przyjaciół o sprawdzenie mieszkania, którego nie zdążył zamknąć. Jak się okazało, zniknęły laptop, notatki oraz opozycyjna literatura. Daszkiewicz wspomina, że porywacze prowadzili rozmowy, mające dać mu do zrozumienia, że nie należą do służb mundurowych. – Ciągle słyszałem jednak włączone milicyjne walkie- talkie – podkreśla opozycjonista.

O przynależności porywaczy do milicji już informowali media i prokuraturę opozycjoniści, którzy wcześniej przeżyli podobne „przygody”. Tylko w tym roku za miasto wywieziono wbrew ich woli sześciu działaczy antyłukaszenkowskiej opozycji. Dwoje z nich Nasta Pałażanka i Denis Karnou z Młodego Frontu rozpoznali na publikowanych w prasie zdjęciach jednego ze swoich ciemiężycieli, oficera elitarnej jednostki milicyjnej Ałmaz Aleksandra Leonienkę. Właśnie funkcjonariusze Ałmazu, zdaniem białoruskich obrońców praw człowieka i dziennikarzy, brali udział w głośnych porwaniach i zabójstwach politycznych oponentów prezydenta Aleksandra Łukaszenki w latach 1999 – 2000.

– Znowu mamy do czynienia ze szwadronami śmierci, ćwiczącymi umiejętności na młodych opozycjonistach – mówi „Rz” jeden z liderów opozycji, szef Europejskiej Białorusi Andrej Sannikau. Jest rozczarowany tym, że Bruksela wznowiła kontakty z Łukaszenką, choć zabójstwa sprzed dziesięciu lat nie zostały oficjalnie wyjaśnione. – Taka pobłażliwość może zachęcić dyktatora do nasilenia represji wobec opozycji – uważa.