35-letni Fabrizio Maria Corona odpowie za szantażowanie znanych piłkarzy Adriana i Francesca Coco oraz motocyklisty Marca Melandriego. Lista jego ofiar jest jednak o wiele dłuższa.
Metoda była zawsze ta sama i na pierwszy rzut oka legalna. Corona dzwonił do celebrytów, informując o kompromitującej fotce, po którą rzekomo już miały stać w kolejce plotkarskie pisma i stacje telewizyjne. Dawał ofierze prawo pierwokupu. Ceny wahały się od 30 tys. do 200 tys. euro. W wielu przypadkach zdjęcia były inscenizowane. Melandriemu Corona wcisnął w kadr gwiazdę porno, Coco – transwestytę, a niegdysiejszego gwiazdora AC Milan, Brazylijczyka Adriana, Corona szantażował zdjęciem z białym proszkiem na stoliku, choć wiedział, że była to sól. Zdaniem włoskich znawców zagadnienia Corona nadal uprawiałby swój proceder, gdyby ograniczył pole działania do gwiazd show-biznesu i sportu.
Zaczął jednak szantażować spadkobiercę fortuny Fiata Lapo Elkana wywiadem z transwestytą, z którym ten spędził wieczór, a przy okazji przedawkował kokainę i skończył w szpitalu. W tym samym czasie fotograf Corony zrobił zdjęcie rzecznikowi ówczesnego rządu Romana Prodiego, Silvio Sircanie, podczas rozmowy z transwestytą w rzymskiej dzielnicy rozpusty. Wówczas zajęła się nim prokuratura.
Corona, w swoim środowisku nazywany hieną, przystojny, otoczony pięknymi kobietami, zawsze ubrany według wskazań najnowszej mody, rozbijający się najdroższymi samochodami (Bentley, Lamborgini, Ferrari), natychmiast stał się idolem mediów i włoskiej młodzieży, która jego zdjęcia umieszczała w charakterze tapety w telefonach komórkowych. Przeparadował przez najważniejsze programy publicystyczne i rozrywkowe włoskich telewizji. Był bohaterem kilku reality show i wystąpił w filmie. Jego bujne życie prywatne stało się telenowelą. Zapraszany na otwarcia lokali, dyskotek, a nawet imprez sportowych za gościnne występy pobierał nawet 5 tysięcy euro. Gdy trafił do aresztu, napisał o tym książkę i piosenkę, zarabiając milion euro.
Popularności Corony nie zaszkodziło to, że oskarżono go o nielegalne posiadanie broni i płacenie rachunków fałszywymi banknotami. Włoscy komentatorzy i moraliści załamują ręce, bo tak oszałamiającą karierę zrobił człowiek bez matury, który za motto swojej agencji przyjął: „My nie szukamy skandali, my je kreujemy”, a przed procesem powiedział: „Z moralnego punktu widzenia należy mi się dożywocie, ale nic nie możecie mi zrobić”.