Rosyjski resort obrony twierdzi, że wytargował od Ministerstwa Finansów znaczną podwyżkę wydatków na zbrojenia w latach 2011 – 2020. – Mówimy o sumie prawie 20 bilionów rubli (około 650 miliardów dolarów, wcześniej planowano 420 miliardów – red.) – chwalił się wiceminister obrony Władimir Popowkin podczas międzynarodowego salonu lotniczego w podlondyńskim Farnborough.
Lista zakupów jest długa. Obejmuje m.in. myśliwce piątej generacji T-50, 20 transportowców An-124, 60 nowych An-70 oraz około 1000 śmigłowców, w tym duże maszyny transportowe. Popowkin podkreślał, że w rosyjskiej armii pojawił się już pierwszy mobilny system rakietowy RS-24 Jars, nie zagłębiał się jednak w szczegóły planowanych zakupów nowego uzbrojenia dla wojsk rakietowych. A to właśnie na broń strategiczną potrzebne będą nie tylko góry pieniędzy, ale także wolne moce przerobowe.
– Moskwa podpisała z USA nowy układ o ograniczeniu broni jądrowej. Ale docelowe 700 rakiet i 1650 głowic to dla nas ciągle bardzo wysoki pułap – tłumaczy „Rz” analityk wojskowy Wiktor Litowkin.
– Przyczyna jest banalna – większość naszych rakiet już swoje odsłużyła. Stare satany, stilety i topole trzeba zastępować nowymi systemami RS-24 i Topol-M. Żeby zdążyć na czas, konieczne jest zwiększenie mocy przerobowych i rozbudowanie zakładu w Wotkińsku, jedynego w Rosji producenta rakiet – tłumaczy ekspert.
Ministerstwo Obrony zamierza do 2020 roku radykalnie zmienić wizerunek armii i zastąpić stary sprzęt nowym. Obecnie – odnotowują z niezadowoleniem eksperci – nowoczesne uzbrojenie stanowi zaledwie 10 procent wyposażenia. Ambitne plany przewidują, że odsetek ten wzrośnie do 70 – 80 procent.