Urodzony w podgrodzieńskich Sopoćkiniach Jarosław Romańczuk ma w rodzinnej miejscowości opinię człowieka, który zrobił oszałamiającą karierę, choć nigdy nie piastował wysokich stanowisk państwowych, a jego dochody (równowartość około 400 dolarów miesięcznie) są porównywalne ze średnią krajową. W Sopoćkiniach nie ma mieszkańca, który by się nie chwalił, że "nasz Jarek będzie walczył z Łukaszenką o urząd prezydenta".
O tym, że Romańczuk – jeden z najbardziej cenionych na Białorusi ekonomistów, szef Centrum Naukowo-Analitycznego im. Misesa – wystartuje za kilka miesięcy w wyborach prezydenckich, zdecydowała opozycyjna Zjednoczona Partia Obywatelska, której jest wiceprzewodniczącym.
Kilkunastu opozycyjnych polityków, którzy zgłosili chęć startu w wyborach, to ludzie do siebie podobni – tłumaczy wybór partii zaprawiony w bojach politycznych, znany wyborcom lider ZPO Anatol Lebiedźka. – Gdybym zgłosił moją kandydaturę, niczym bym się od nich nie różnił – podkreślał. Jego zdaniem w czasach coraz bardziej odczuwalnego na Białorusi kryzysu gospodarczego "potrzebny jest prezydent ekonomista". Sam Lebiedźka w przypadku wygranej partyjnego kolegi chce zostać premierem.
[srodtytul]Ma program [/srodtytul]
W jeszcze oficjalnie nieogłoszonej, ale aktywnie prowadzonej przez opozycyjnych kandydatów kampanii prezydenckiej Romańczuk wyróżnia się tym, że ma najlepiej opracowany i najbardziej zrozumiały program, który propaguje pod hasłem "Milion nowych miejsc pracy dla Białorusi". Zdaniem tego zwolennika wolnego rynku dzięki przeprowadzonym przez niego reformom za dwa lata średnia pensja na Białorusi wyniesie 600 dolarów (Aleksander Łukaszenko obiecuje 500 dolarów do końca roku).