Chilijscy górnicy mogą zostać uwolnieni o miesiąc wcześniej, niż początkowo zakładano. Ekipa ratunkowa wywierciła już otwór długości 368 metrów.
5 sierpnia 33 górników zostało uwięzionych w kopalni miedzi i złota San Jose na północy Chile, po tym jak zawalił się tam jeden z korytarzy. Górnicy znajdują się 700 metrów pod ziemią. I jak zakładano dotychczas, mogą wyjść na ziemię w grudniu. – W najlepszym wypadku dotrzemy do nich już w pierwszych dniach listopada – zapowiedział główny inżynier Rene Aguilar. Wyciągnięcie wszystkich górników potrwa kilka dni. Będą oni kolejno pokonywali 700 m w specjalnym koszu – jazda na powierzchnię zajmie im około dwóch godzin. Mężczyźni będą mieli zakryte oczy, aby po miesiącach przebywania pod ziemią nie poraziło ich światło, i będą ubrani w specjalne kombinezony.
Akcja ratunkowa przebiega dwutorowo, co zwiększa szanse uratowania górników, gdyby przy wierceniu jednego z otworów napotkano niespodziewaną przeszkodę geologiczną. Australijska maszyna Strata 950 wierci szyb o szerokości 33 cm, a następnie będzie poszerzała tunel do 66 cm, tak aby zmieścił się w nim kosz, w którym będą wyjeżdżali górnicy na powierzchnię ziemi. Plan B to maszyna T-130. Jej zadaniem jest poszerzenie jednego z wąskich tuneli, którym dostarczano górnikom niezbędne do przeżycia produkty. Szacuje się, że akcja ratownicza będzie kosztowała około 10 mln dolarów.
Uwięzionymi pod ziemią górnikami opiekuje się czteroosobowa ekipa: dwóch lekarzy, psycholog oraz inżynier – specjalista od komunikacji i oświetlenia. Dbają oni o to, aby chilijscy górnicy prowadzili, na tyle, na ile to możliwe, normalny tryb życia. Codziennie wstają o 7.30 i kładą się spać o 23. Godzinę dziennie wykonują ćwiczenia fizyczne przygotowane przez ich osobistego trenera, który nagrywa je na wideo.
Górnicy podzielili się na trzy grupy. Jedna jest odpowiedzialna za utrzymanie łączności, druga za bezpieczeństwo, a trzecia za organizację zaopatrzenia. – Najważniejsze jest, żeby zajęli się czymś konstruktywnym. W przeciwnym razie miesiące spędzone pod ziemią mogłyby się dla nich źle skończyć. Zaczęliby myśleć negatywnie, a nawet popadać w depresję – tłumaczy psycholog Claudio Ibánez, dyrektor Instituto Chileno de Inteligencia Emocional.