W Sofii pomnik Armii Czerwonej jest gigantyczny. Sam cokół ma 34 metry wysokości. Monument stoi w centrum miasta, blisko uniwersytetu, pięć minut drogi od parlamentu. Przedstawia sowieckiego żołnierza i dwoje Bułgarów: kobietę i mężczyznę. Czerwonoarmista pokazuje im drogę do ziemi obiecanej – komunizmu.
– To ostatni relikt minionej epoki w stolicy. Postkomuniści skutecznie go bronili i latami nie dali ruszyć. Ale ten pomnik nie powinien się tu znajdować – mówi „Rz“ oburzony, prawicowy wicemer Sofii Hristo Angelichin, który osobiście lobbuje za przeniesieniem monumentu w inne miejsce. Niedawno z grupą około 200 osób przyszedł pod pomnik i domagał się jego usunięcia. – Jego miejsce jest w muzeum, a nie tutaj – przekonuje.
Pomnik sowieckiego żołnierza stoi w Sofii od 1954 roku. Stanął tu — co podkreślają przewodniki turystyczne – dokładnie w dziesiątą rocznicę „wyzwolenia“ Bułgarii przez Armię Czerwoną. – Jakiego wyzwolenia? My wtedy znaleźliśmy się pod sowiecką okupacją. Ten pomnik oddaje cześć najeźdźcy, a nie żadnemu „wyzwolicielowi”. Dlatego trzeba go usunąć z centrum miasta – mówi „Rz“ Nikolai Karamihov, szef bułgarskiego portalu Europe.
[srodtytul]Argument dla socjalistów[/srodtytul]
W stolicy Sofii powstał już specjalny komitet, którego celem jest przeniesienie monumentu. Jego członkowie argumentują, że Bułgaria znajduje się teraz w Unii Europejskiej, a komunizm dawno upadł. Co więcej, w czasie II wojny światowej na terenie Bułgarii nie zginął żaden sowiecki żołnierz. – Z tego powodu nasza sytuacja jest zupełnie inna niż sytuacja Warszawy – mówi Angelichin.