Łowcy mini maxów

- Już chyba zapracowałam na swojego „mini maxa" – mówię do żołnierzy, gdy wracamy z kolejnego patrolu. - I to w dodatku uczciwe – przytakują.

Publikacja: 29.11.2011 10:11

Łowcy mini maxów

Foto: rp.pl, Janusz Walczak

O co chodzi? Żołnierze, którzy wyjeżdżają poza bazy wojskowe w Afganistanie mają prawo do specjalnych dodatków. Za każde jej opuszczenie można dostać 50 złotych. Taka sama kwota należy się też tym, którzy pełnią warty przy bramach wjazdowych do baz. Dodatki można powiększyć. Za  dziesięć godzin patrolu żołnierz może dostać 250 zł. Jeśli wyjazd jest dłuższy lub gdy suma godzin w patrolach przekroczy 21 – 500 zł, a powyżej może dorobić miesięcznie do pensji nawet 750 zł.

System niestety ma wiele luk, które nieuprawnieni, ale dobrze zorientowani w jego funkcjonowaniu wojskowi potrafią wykorzystać. W żargonie żołnierzy na misji w Afganistanie już od kilku lat nazywa się to „polowanie na mini maxa". Sposobów jest mnóstwo.

Oto kilka z nich. Niedaleko Ghazni jest afgańska baza Vulcan. Wewnątrz znajduje się mała przestrzeń, gdzie mieszkają polscy żołnierze, którzy zajmują się szkoleniem miejscowego wojska. Niektórzy nasi wojskowi z Vulcana wyjście do części afgańskiej traktowali jak wyjście poza bazę. Działo się tak nie tylko w Vulcanie. W bazie o podobnym charakterze - w Rushmor - żołnierze brali pieniądze za wyjście z polskich baraków na strzelnice lub do centrum szkoleniowego. Nie przeszkadzało im to, że wszystko znajdowało się w granicach bazy afgańskiej, dokładnie ogrodzonej i strzeżonej. Podobna sytuacja miała miejsce w Adraskan. Tam też wszystko jest ogrodzone, ale niektórzy brali pieniądze za to, że przeszli ze swoich campów mieszkalnych na strzelnicę.

W Bagram zaś żołnierze organizowali konwoje, które polegały na tym, że wyjeżdżali 50 metrów poza bazę, by z parkingu odebrać tłumacza - brali za to dodatkowe pieniądze. Inni eskortowali z bramy pojazdy lub ludzi i wpisywali to jako „realizację zadań poza rejonem stacjonowania jednostki wojskowej w warunkach związanych z bezpośrednim zagrożeniem." Zdarzyło się też, że żołnierze chodzili po hesco (tak nazwane są fortyfikacje baz wojskowych w Afganistanie), sprawdzali przewody i kable, i traktowali to jako wyjście na zewnątrz.

Pod koniec 2009 roku, po piątej zmianie polskiego kontyngentu, ujawniłam w „Rz" aferę związaną z  podobnym procederem. Młodzi oficerowie widzieli, jak sztabowcy dopisują sobie do rozkazów wyjazdów te, w których w rzeczywistości nie uczestniczyli i zgłosili sprawę do organów ścigania. Tamta historia w opinii publicznej odbiła się głośnym echem. Oszustwo ukarano, nieuczciwi oficerowie i podoficerowie musieli zwrócić pieniądze i ponieść konsekwencję swoich czynów.

Sądziłam, że gdy teraz przyjadę do Afganistanu, nikt już nie odważy się oszukiwać i dopuszczać nadużyć. - Dopóki system nie będzie jasno określał, komu konkretnie i za co należą się dodatki, zawsze znajdą się ci, którzy będą starali się wykorzystać luki na własną korzyść – mówi jeden z oficerów.

- W Afganistanie jestem już dziesiąty raz i widzę jak kolejni dowódcy, którzy stoją na czele misji, łącznie z obecnym, starają się wszelkimi możliwymi sposobami zwalczać nieuczciwych „łowców mini maxów" - komentuje Janusz Walczak, ekspert wojskowy, dziennikarz i fotoreporter. - W jednym miejscu udaje się im wyeliminować proceder, za chwilę jednak spryciarze wymyślą coś całkiem nowego i zabawa zaczyna się od nowa.

Gdy rozmawiam z żołnierzami, którzy rzeczywiście jeżdżą w patrolach, np. z plutonów bojowych, z PRT (zespołu odbudowy prowincji),  z CIMIC (zespół ds. współpracy z miejscową ludnością), nie wspominając o saperach, mówią, że sprawa ich nie dotyczy. Dlaczego? W pojazdach - przemierzając naszpikowaną „ajdikami" (IED - improwizowane ładunki wybuchowe) drogę Highway One  oraz bezdroża afgańskiej prowincji Ghazni narażając się na ostrzały - spędzają setki godzin miesięcznie. Widzę ich co rano, gdy ruszają z bazy (czasem jadę razem z nimi). Są zmęczeni, bo tzw. bojówka to wbrew pozorom niewielka grupa w całym liczącym ok. 2,5 tysiąca osób kontyngencie.

- Wiesz, tu chodzi zwykłą przyzwoitość – mówią, gdy zagaduję ich o „mini maxy". - My i tak je wyjeździmy, a takie kombinowanie - jak zrobić, by sobie dorobić - w sytuacji, gdy ktoś może zginąć, jest po prostu żałosne i niemoralne. To niegodne honoru polskiego żołnierza.

W pełni się z taką opinią zgadzam....

O co chodzi? Żołnierze, którzy wyjeżdżają poza bazy wojskowe w Afganistanie mają prawo do specjalnych dodatków. Za każde jej opuszczenie można dostać 50 złotych. Taka sama kwota należy się też tym, którzy pełnią warty przy bramach wjazdowych do baz. Dodatki można powiększyć. Za  dziesięć godzin patrolu żołnierz może dostać 250 zł. Jeśli wyjazd jest dłuższy lub gdy suma godzin w patrolach przekroczy 21 – 500 zł, a powyżej może dorobić miesięcznie do pensji nawet 750 zł.

Pozostało 88% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 793
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790