Przewodniczący opozycyjnej Rady Koordynacyjnej Aleksiej Nawalny, telewizyjna celebrytka  Ksenia Sobczak, lider Lewego Frontu Siergiej Udalcow i kilkudziesięciu innych przeciwników władz na Kremlu zostało zatrzymanych podczas sobotniego wiecu na placu Łubianskim w Moskwie. Protest był zakazany, a znani obrońcy praw człowieka apelowali, by opozycjoniści zostali w tym dniu w domach i nie prowokowali władz. Stało się inaczej.

Na plac Łubianski przyszło kilkaset osób. Oddziały specjalne OMON pozwoliły opozycjonistom złożyć kwiaty pod Kamieniem  Sołowieckim, upamiętniającym ofiary zbrodni stalinowskich, ale skandować haseł już nie. Ta powściągliwość była związana z obietnicą władz daną doradcom społecznej Rady ds. Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego i Praw Człowieka przy prezydencie Rosji. Przekonywali oni prezydenta Władimira Putina, że uczcić ofiary represji stalinowskich na Łubiance w sobotę będą chcieli nie tylko opozycjoniści, ale także zwykli mieszkańcy Moskwy. Lider Lewego Frontu Siergiej Udalcow dowodził dziennikarzom, że przyszedł na plac Łubianski jako „wolny obywatel". Został zatrzymany po wygłoszeniu przemówienia, które podsumował apelem „Rosja będzie wolna".

Rosyjscy eksperci twierdzą, że opozycja wyszła w sobotę na ulicę „bez planu i celu", a jej dążeniem   była prowokacja władz i nagłośnienie sprawy. – Akcja była próbą zachowania twarzy. Przeciwnicy władz na Kremlu bardziej dbali o rozgłos medialny – mówił Kostantin Kostin z Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w Moskwie.

Zdaniem politologa Olega Miedwiediewa opozycjoniści przyzwyczaili się do zakazanych wieców, ale tym razem sami dołożyli starań, by akcja była nielegalna. – Miejsce zostało wybrane przez nich także nieprzypadkowo. Na placu Łubianskim nie pomieści się tyle osób, ile np. na placu Błotnym (rok temu po wyborach do Dumy protestowało tam kilkadziesiąt tysięcy osób – red.). – dowodził moskiewski politolog Oleg Matwiejew.