W chwili gdy niemieckie media kipią z oburzenia, nazywając amerykańską Agencję Bezpieczeństwa (NSA) „potworem" czy „ośmiornicą", rząd Angeli Merkel prezentuje rozbieżne opinie na temat tego, co się właściwie stało.
Oliwy do ognia dolał szef MSW Hans-Peter Friedrich, który po powrocie z Waszyngtonu bronił otwarcie akcji amerykańskich służb. Dzięki analizie danych internetowych zostało podobno udaremnionych 45 zamachów terrorystycznych, z czego 25 w Europie i pięć w samych Niemczech.
Żadnych dowodów świadczących o prawdziwości tych liczb nie przedstawił. Twierdzi jedynie, że takie dane świadczą dobrze o skuteczności amerykańskich służb i nie powinno się o tym zapominać.
Nie zapomniała kanclerz Merkel. Po początkowym: „Tak nie można" pod adresem USA zmieniła później zdanie i komentowała z pewnym zrozumieniem działania Amerykanów. Naraziła się tym samym na krytykę opozycji, co wywołało w CDU obawy, że zapłaci za to utratą głosów we wrześniu. W niedzielę pani kanclerz zmieniła front i w wywiadzie dla pierwszego programu publicznej telewizji oświadczyła wyraźnie, że „cel nie uświęca środków" i oczekuje od USA jasnej deklaracji, iż „amerykański rząd będzie przestrzegał na ziemi niemieckiej niemieckiego prawodawstwa".
Stratedzy CDU mają nadzieję, że takie deklaracje uspokoją opinię publiczną w chwili gdy pojawiają się coraz to nowe informacje świadczące o tym, że Amerykanie mieli za nic niemieckie prawa. Nie chodzi już wyłącznie o 500 mln połączeń miesięcznie niemieckich użytkowników sieci, które przeczesywała NSA za pomocą swych programów szpiegowskich, czy o podsłuchiwanie członków niemieckiego rządu.