Wprawdzie urny wyborcze zostaną otwarte dopiero w niedzielę rano, ale część Węgrów oddała już głos korespondencyjnie. Możliwość taką nowa ordynacja wyborcza dała „osobom posiadającym obywatelstwo węgierskie bez stałego adresu zamieszkania na Węgrzech". Wbrew pozorom nie chodzi o bezdomnych, lecz o przedstawicieli mniejszości węgierskiej mieszkających w krajach ościennych, którzy posiadają podwójne obywatelstwo. Takie prawo dał autochtonom rząd Fideszu, krótko po objęciu władzy w 2010 r.
Wskutek podziału Królestwa Węgierskiego po I wojnie światowej Węgrzy stanowią obecnie największą mniejszość etniczną w Unii Europejskiej - wobec 10 mln mieszkańców samych Węgier w sąsiednich krajach żyje ponad 2,5 mln osób deklarujących narodowość węgierską (najwięcej w Rumunii 1,3 mln, na Słowacji 600 tys.. w Serbii 300 tys. i na Ukrainie 150 tys.).
Do stycznia bieżącego roku o paszport węgierski wystąpiło nieco ponad 500 tys. osób. Nie wszędzie jest to proste - np. władze słowackie nie uznają u siebie podwójnego obywatelstwa (choć same udzielają go Słowakom żyjącym za granicą) i automatycznie pozbawiają słowackich Węgrów obywatelstwa słowackiego jeśli ci zdecydują się na wystąpienie o paszport węgierski. W najgłośniejszej takiej sprawie uznanej za wręcz symboliczną obywatelstwo słowackie zostało odebrane obchodzącej właśnie setną rocznicę urodzin emerytowanej nauczycielce. Niechęć władz nie zachęca autochtonów do angażowania się w życie polityczne, czy choćby do udziału w wyborach.
Opozycja twierdzi, że Fidesz forsując przyznawanie podwójnego obywatelstwa działał na własna korzyść, bowiem Węgrzy spoza granic kraju w większości popierają prawicę. To oczywiście prawda, ale jednocześnie autochtoni mają powody, by preferować Fidesz. Politycy partii rządzącej szeroko promują „jedność narodu w całym Basenie Karpackim" (w domyśle: na obszarach historycznych Węgier). Polega to na udzielaniu wsparcia instytucjom kulturalnym i edukacyjnym, wspieraniu lokalnych mediów. Niekiedy przybiera wręcz postać ingerencji politycznej - jak w Rumunii, gdzie po konfliktach z miejscową partią mniejszości węgierskiej Budapeszt zainicjował utworzenie nowego, bardziej spolegliwego ugrupowania.
Lewica miała zawsze znacznie gorsze relacje z mniejszością w sąsiednich krajach. Po części wynikało to z powojennej historii, kiedy komuniści zamiatali pod dywan problemy narodowościowe w imię „internacjonalizmu", po części zaś z obaw przed pogorszeniem stosunków regionalnych i izolacją Węgier. Autochtoni do dziś nie mogą wybaczyć socjalistom ich stanowiska w czasie referendum o przyznawaniu podwójnego obywatelstwa w 2004 r. Lewica namawiała wtedy wyborców do zignorowania głosowania (co w końcu się udało, bo referendum okazało się nieważne).