Media z Mariupola poinformowały, że w zasadzce, jaką grupa dywersyjna batalionu ochotników Dnipro urządziła w pobliżu miasta Telmanowo, zginęło trzech rosyjskich oficerów. Wśród zabitych miał znajdować się wyższy oficer dowództwa łączności armii rosyjskiej Siergiej Andriejczenko (niektórzy twierdzą, że był on generałem wojsk łączności). Wraz z nim zginęło dwóch innych oficerów: Władimir Łysjakow i Wasilij Protasow.
Moskwa wyśmiała informację. Ale od dwóch dni ukraińskie oddziały stacjonujące w Mariupolu nad Morzem Azowskim informują o rajdach rosyjskich grup zwiadowczych. Przeczesują one stepy między Mariupolem a leżącym na północny wschód Telmanowem, wyraźnie czegoś szukając. Ukraińskie posterunki twierdzą, że niektóre grupy jeżdżą samochodami z oznaczeniami OBWE. Nad samym portem latają rosyjskie drony, teraz już parami.
Kijowscy wojskowi uważają, że Andriejczenko wpadł w zasadzkę przypadkowo. Batalion Dnipro polował bowiem na Andrieja Borisowa, ps. Czeczen. Ten ostatni był dowódcą grup terrorystycznych w Mariupolu. Wysłany przez dowódcę separatystów, oficera rosyjskich służby Igora Girkina, nadał sobie tytuł „komendant Mariupola". Pomiędzy marcem a czerwcem jego ludzie atakowali m.in. tamtejsze koszary wojsk wewnętrznych i miejską komendę milicji. Po wkroczeniu do miasta dodatkowych oddziałów ukraińskich „Czeczen" upozorował swoją śmierć i uciekł do Rosji. Poprzez pobliską granicę prowadził ataki dywersyjne na ukraińskie oddziały, aż wpadł wraz z towarzyszącymi mu rosyjskimi oficerami.
W stepach, które przecina umowna linia frontu, cały czas trwa zajadła walka. Armie obsadzają posterunki w nielicznych wioskach lub na skrzyżowaniu dróg. Nikt nie kontroluje ogromnej przestrzeni, w której nocami toczą wojnę grupy zwiadowcze obu stron. „Najlepiej pracować samodzielnie. Żadnych debilnych rozkazów. Cichutko zniknęła rosyjska grupa zwiadu" – opisywał walkę żołnierz jednej z ukraińskich grup zwiadowczych.
Rosyjscy separatyści twierdzą, że to właśnie ukraińscy zwiadowcy ostrzelali w niedzielę samochód „ludowego gubernatora" Doniecka Pawła Gubariowa. Ciężko ranny znalazł się w szpitalu w Rostowie nad Donem. „Szaleją. Transport zatrzymują. Wszystkich obszukują, czy nie ma śladów broni" – jeden z mieszkańców opowiedział na Facebooku o reakcji separatystów po jednym z takich starć.