Aleksandra ze Szczecina (turystka nie podała nazwiska) przyznaje, że wiedziała, iż w ostatnim czasie w Tunezji dochodziło do zamachów. - Ale myśleliśmy, że teraz jest już bezpiecznie - dodaje.
Według relacji Polki w momencie, gdy doszło do zamachu, w Sus wybuchła panika. - Uciekając zostawiliśmy wszystko: wózek, torby, bo byliśmy z dzieckiem. W hotelu była panika, bo nie wiadomo było, co się stanie za chwilę. Czy nikt nie wejdzie także do hotelu – opowiada polska turystka.
Z kolei TVN24 przytacza relację polskiego turysty, Jerzego Rabendy, świadka zamachu na plaży w Sus. - O 12 miejscowego czasu słyszałem trzy wybuchy i kilka strzałów. Ludzie nie wiedzieli co się dzieje, wszyscy zaczęli krzyczeć, uciekać - wspomina.
W Tunezji - według najnowszych danych tamtejszego ministerstwa zdrowia - liczba zabitych w ataku uzbrojonego mężczyzny na plaży w pobliżu hotelu w mieście Susa (Sousse) wzrosła do 39. Rannych zostało 36 osób; kilkoro z nich jest wciąż w stanie krytycznym. Susa nad Morzem Śródziemnym jest jednym z najpopularniejszych kurortów w Tunezji.
Jak informują władze w Tunezji wśród ofiar najwięcej jest obywateli Wielkiej Brytanii, Niemiec, Belgii, Norwegii i Irlandii. Według brytyjskiego MSZ w Susie zginęło co najmniej pięcioro Brytyjczyków. MSZ w Dublinie podaje, że wśród ofiar jest jedna Irlandka. Rzecznik polskiego MSZ Marcin Wojciechowski poinformował, że wśród poszkodowanych nie ma obywateli polskich, którzy wyjechali do Tunezji z polskimi biurami podróży.