Rzeczpospolita: Kilka dni temu została pani zatrzymana na terenie Rosji przez tamtejszą straż graniczną. I omal nie wylądowała pani w rosyjskim więzieniu. Czyżby Moskwie było za mało jednej Sawczenko?
Wira Sawczenko: W Rosji od zeszłego roku toczy się wobec mnie sprawa karna. Wszystko dlatego, że byłam na rozprawie sądowej w Groznym, gdzie dwóch Ukraińców oskarża się o udział w wojnie w Czeczenii w latach 1994–1996. Stanęłam w obronie tych chłopaków, ponieważ są niewinni. Sąd uznał, że go obraziłam. Sędzia był bardzo emocjonalny, ale nikogo nie obrażałam. Mimo to wobec mnie wszczęto postępowanie karne. Odmówiłam składania zeznań i otrzymywałam na swój adres domowy pisma z informacją o tym, na jakim etapie jest ta sprawa. Od tamtej pory sześć razy przekraczałam rosyjską granicę i wszystko było w porządku.
To dlaczego akurat teraz Rosjanie postanowili panią aresztować?
Mogłam się stać narzędziem, za pomocą którego wywierano by ogromną presję na moją siostrę. Teraz przeżywamy bardzo ważny okres, wszyscy czekają na uwolnienie Nadii. Rosjanie widocznie chcieli się zabezpieczyć na wypadek, gdyby coś poszło nie tak.
Jakim cudem udało się pani uciec na Ukrainę i nie podzielić losu siostry?