Już nie w zawoalowany sposób, lecz całkowicie otwarcie Ankara grozi zerwaniem porozumienia z UE, jeżeli do października tego roku Unia nie zniesie obowiązku wizowego dla obywateli tureckich. Powiedział to wprost szef tureckiego MSZ Mevlut Cavusoglu w wywiadzie dla „Frankfurter Allgemeine Zeitung". – Nie jest to żadna groźba – dodał.
Po prostu Ankara nie może czuć się związana porozumieniem, jeżeli UE nie będzie w stanie dotrzymać jego warunków. Jest to przesłanie dla całej Unii, ale ultimatum dla Niemiec. Przy tym turecki minister spraw zagranicznych doskonale zdaje sobie sprawę, że po nieudanym puczu szanse na wprowadzenie ruchu bezwizowego znacznie zmalały. A to dlatego, że Ankara nie chce już nawet słyszeć o reformie ustawodawstwa antyterrorystycznego, które zdaniem UE było już wykorzystywane do eliminacji przeciwników politycznych.
Tureckie plaże
Obecnie w trakcie tropienia sympatyków puczystów jest to na porządku dziennym. Unia nie kryła nigdy, że zmiana ustawodawstwa w tej sprawie jest jednym z 72 warunków realizacji marcowego porozumienia. Wzmocniony zwycięstwem nad puczystami prezydent Erdogan jest przekonany, że wzmocnił swą pozycję także wobec Europy.
– Okaże się teraz, czy Niemcy, ale także cała Europa, są papierowym tygrysem, czy też potrafią stanąć na wysokości zadania i oprzeć się szantażowi Turcji – tłumaczy „Rzeczpospolitej" prof. Werner Patzelt, politolog. Jego zdaniem ultimatum prezydenta Erdogana może przyczynić się do ostatecznego rozwiązania w postaci efektywnej kontroli granic UE i zapobieżenia napływowi imigrantów z terenów Turcji za pomocą morskich patroli.
Wynegocjowane przez Angelę Merkel marcowe porozumienie UE–Turcja przewiduje odsyłanie do Turcji uchodźców, którym udaje się przedostać na wyspy greckie. W zamian do Europy trafić powinna taka sama liczba imigrantów, ale już z samej Turcji. Już to ograniczyło napływ imigrantów. Jak i wzmożona kontrola przez tureckie władze własnych plaż, co znacznie utrudnia działalność przemytników organizujących przerzut na Lesbos czy inne wyspy.