Dyrektor Polskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych ocenił, kto zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych. - Powołując się na znane instrumentarium analityczne wytypuję Hillary Clinton. Instrumentarium przetestowane było wielokrotnie przy okazji poprzednich wyborów. Wiemy jaki byłby wynik, gdyby wszystko potoczyło się z modelami analitycznymi, które Amerykanie mają skonstruowane dość precyzyjnie - powiedział.
Czy ta kampania jest modelowa? - Nie jest. Z tych modeli wynika, że Hillary Clinton ma 3-5 proc. przewagi w tzw. public voting, czyli biorąc pod uwagę wszystkich Amerykanów, którzy mają zamiar głosować. System amerykański nie jest jednak taki jak w naszym kraju. Elektorski system wyborów oznacza, że Clinton ma 75-80 proc. szans by przegrać w głosowaniu powszechnym, ale mimo to wygrać wybory. Donald Trump przy takim samym scenariuszu ma tylko 10 proc. szans.
- Te wybory mają bardzo specyficzny charakter, bo nie wiemy jak duża jest grupa głosujących nieujawnionych, którzy boją się przyznać, że głosują na Donalda Trumpa - dodał dr Dębski.
Czy kampania wyborcza była brutalna, a media się upolityczniły? - Świat się zmniejszył. Nie jest tak, że w Stanach Zjednoczonych mamy do czynienia z kompletnie innymi zjawiskami niż te, które zachodzą globalnie. Wpływ mediów społecznościowych na przebieg debaty publicznej również tam się bardzo silne zaznacza. Nagle się okazało, że blogerzy mogą wywrzeć większy wpływ niż znany dziennikarz telewizyjny. Ludzie, którzy wcześniej nie mogli zabrać głosu w dużych mediach, teraz mogą aktywniej uczestniczyć.
- Za pomocą "lajków" można sobie wyrobić opinie, jaki pogląd jest popularny w społeczeństwie amerykańskim. Dowiedzieliśmy się również, że amerykańscy politycy coraz częściej wybierają rozwiązania ekstremalne. Przykładem jest brak kompromisu administracji w sprawie budżetu. Parę lat temu byliśmy świadkami takiego zdarzenia.