Według sądu dekret jest sprzeczny z prawem. Sąd przychylił się do pozwu złożonego przez adwokata Wołodymyra Ołencewycza, który uważa, że tytuł Bohatera Ukrainy może otrzymać tylko osoba będąca obywatelem tego kraju.
Stepan Bandera, który przed wojną był obywatelem Polski, a zginął w Niemczech z ręki sowieckiego agenta w 1959 roku, oczywiście obywatelem powstałego w 1991 roku ukraińskiego państwa być nie mógł. Sąd uchylił więc dekret Wiktora Janukowycza, uznając go za bezprawny.
Teraz zwolennicy Bandery mają dziesięć dni na złożenie apelacji. Najprawdopodobniej tak zrobią, bo praca sędziów wywoływała ich spore zastrzeżenia. Sędziowie m.in. odrzucili prośbę mieszkającego w Kanadzie wnuka Bandery, by przełożyć posiedzenie o trzy miesiące. Stepan Bandera junior nie mógł bowiem stawić się w Doniecku w wyznaczonym terminie. Sąd uznał jednak, że odroczenie procesu byłoby „naruszeniem przepisów”.
Styczniowa decyzja o uhonorowaniu Bandery wywołała obu- rzenie środowisk kresowych w Polsce. Według nich gloryfikowanie człowieka, który podczas II wojny światowej był ideologiem UPA – organizacji, która eksterminowała Polaków na Wołyniu – jest niedopuszczalne. Obecny prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz już podczas kampanii wyborczej zapowiadał zaś, że decyzję Juszczenki w spawie Bandery cofnie.
– Wiem, że wiele osób uzna, że sąd anulował dekret, by przypodobać się Rosji, która uważa Banderę za niemieckiego kolaboranta. Nie jestem jednak pewna, czy to prawda. Przypominam, że UPA zamordowała także wielu Ukraińców, którzy nie zgadzali się z jej nacjonalistyczną ideologią – powiedziała „Rz” Ewa Siemaszko, historyk związana ze środowiskami kresowymi.