Jestem przekonany, że państwo palestyńskie wreszcie powstanie. Obecny stan jest nie do zaakceptowania – ogłosił wczoraj prezydent George W. Bush po rozmowach z prezydentem Mahmudem Abbasem. – Wierzę... Nie, nie wierzę, jestem przekonany, że porozumienie pokojowe z Izraelem zostanie podpisane do końca tego roku.
Jeszcze bardziej zdecydowanie zabrzmiało oświadczenie, które wygłosił wieczorem w Jerozolimie. – Izraelska okupacja, która rozpoczęła się w 1967 roku, powinna zostać zakończona. Nadszedł czas na bolesne decyzje. Były to pierwsze tak zdecydowane słowa wygłoszone przez niego pod adresem Izraelczyków.
Bush przedstawił nową propozycję rozwiązania kwestii palestyńskich uchodźców, którzy uciekli lub zostali wyrzuceni z opanowanego przez Żydów w 1948 roku terytorium. Jego zdaniem Izrael powinien wypłacić im rekompensaty.
Bush był pierwszym amerykańskim prezydentem, który odwiedził Autonomię Palestyńską. Wizycie towarzyszyły gigantyczne środki bezpieczeństwa. Najpotężniejszego człowieka świata chroniły tysiące agentów FBI i członków palestyńskich służb bezpieczeństwa. Obawiano się, że któraś z działających tam licznych grup terrorystycznych będzie próbowała dokonać zamachu.
Bush bez problemów dotarł jednak do świeżo odmalowanej siedziby Abbasa w Ramalli. Tam czekał na niego czerwony dywan i szpaler wyprężonych jak struny żołnierzy w reprezentacyjnych mundurach. Wszędzie obok siebie – to niecodzienny widok – wisiały amerykańskie i palestyńskie flagi.Nad bezpieczeństwem spacerującego po dziedzińcu Busha czuwali rozmieszczeni na okolicznych dachach amerykańscy snajperzy. Aby uniknąć tragedii, mieszkańcom domów zabroniono zbliżać się do okien. Uzbrojona w automaty policja oczyściła z ludzi pobliskie ulice. Niewielka demonstracja przeciwników Busha została rozpędzona przy użyciu gazu łzawiącego i pałek.