Rozmowy dotyczące irańskiego programu atomowego odbyły się w sobotę w Genewie. Przyjechał na nie irański negocjator ds. nuklearnych Saeid Dżalili, a także szef unijnej dyplomacji Javier Solana i wicesekretarz stanu USA William Burns. Irańczycy i przedstawiciele Zachodu odnieśli jednak skrajne wrażenia z rozmów.

Prezydent Iranu Mohamed Ahmadineżad oświadczył, że jest bardzo zadowolony z negocjacji. – Jesteśmy krok do przodu – ogłosił. Irański negocjator mówił zaś wczoraj, że wierzy, iż uda się rozwiązać nuklearny spór i opracować mapę drogową, która to ułatwi. Podobno stwierdził też, że chce, aby Amerykanie nadal uczestniczyli w rozmowach, gdyż czuje, że wtedy szybciej uda się dojść do porozumienia. Wtórował mu szef irańskiego MSZ. – Waszyngton ma doskonałą okazję, by z pierwszej ręki się dowiedzieć, jakie jest stanowisko Iranu – powiedział Manuszehr Mottaki.

Najdalej posunął się jednak wiceprezydent Esfandjar Rahim Moszai, który ogłosił, że Iran jest nastawiony przyjaźnie do narodów Izraela i Ameryki. – Żaden kraj na świecie nie jest naszym wrogiem – mówił, choć prezydent Ahmadineżad wielokrotnie głosił, że Izrael należy wymazać z mapy świata.

Jednak przedstawiciele USA i UE nie byli zachwyceni rozmowami w Genewie. – Nie było przełomu – określono krótko. W niedzielę minął termin dwutygodniowego ultimatum, w czasie którego Teheran miał dać odpowiedź na propozycje Rady Bezpieczeństwa ONZ. Propozycje zakładały zawieszenie sankcji gospodarczych i politycznych w zamian za to, że Iran wstrzyma program wzbogacania uranu.

W Genewie Irańczyk przemilczał tę kwestię. Szef połączonych sztabów USA admirał Michael Mullen stwierdził więc, że trzeba nałożyć nowe sankcje na Iran. Przestrzegł jednak przed próbą inwazji na Iran.