Rz: Właśnie okazało się, że chyba nie żyjemy w epoce końca historii.
To prawda. Historia wściekle przyspieszyła. Ona ma to do siebie. Przypomnę na przykład nudne lata 70. czy okres spowolnienia dziejów w latach 90. Ale są też okresy, gdy historia rusza z kopyta. Tak było w latach 1989 – 1990. Teraz mamy do czynienia właśnie z takim okresem. Jest takie chińskie przekleństwo: „Obyś żył w ciekawych czasach”.
Czasy są bardzo ciekawe. Rosja dokonuje rozbioru Gruzji.
Spodziewałem się tego. Od samego początku taki właśnie był cel rosyjskiej operacji. Można się cieszyć, że Rosjanie nie zajęli Tbilisi i nie obalili prezydenta Saakaszwilego. To także by mnie nie zdziwiło. Jak widać, rosyjska armia kontynuuje „wyzwoleńcze dzieło” Armii Czerwonej, a Putin okazał się nieodrodnym wnukiem Stalina. Skojarzenia są oczywiste. 17 września 1939 r. i „wyzwolenie” „zachodniej Białorusi” i „zachodniej Ukrainy”. W obu przypadkach mieszkańcy tych terenów zostali potraktowani przez Moskwę przedmiotowo.
Rosyjski najazd na Gruzję nie był jednorazowym incydentem?