Historia wściekle przyspieszyła

Zawsze, gdy Rosjanie budowali imperium, czy carskie, czy bolszewickie, podporządkowywali sobie Kaukaz. Był to podbój wyjątkowo krwawy i morderczy – twierdzi historyk Paweł Wieczorkiewicz w rozmowie z Piotrem Zychowiczem

Publikacja: 28.08.2008 04:23

Paweł Wieczorkiewicz

Paweł Wieczorkiewicz

Foto: Głos Szczeciński

Rz: Właśnie okazało się, że chyba nie żyjemy w epoce końca historii.

To prawda. Historia wściekle przyspieszyła. Ona ma to do siebie. Przypomnę na przykład nudne lata 70. czy okres spowolnienia dziejów w latach 90. Ale są też okresy, gdy historia rusza z kopyta. Tak było w latach 1989 – 1990. Teraz mamy do czynienia właśnie z takim okresem. Jest takie chińskie przekleństwo: „Obyś żył w ciekawych czasach”.

Czasy są bardzo ciekawe. Rosja dokonuje rozbioru Gruzji.

Spodziewałem się tego. Od samego początku taki właśnie był cel rosyjskiej operacji. Można się cieszyć, że Rosjanie nie zajęli Tbilisi i nie obalili prezydenta Saakaszwilego. To także by mnie nie zdziwiło. Jak widać, rosyjska armia kontynuuje „wyzwoleńcze dzieło” Armii Czerwonej, a Putin okazał się nieodrodnym wnukiem Stalina. Skojarzenia są oczywiste. 17 września 1939 r. i „wyzwolenie” „zachodniej Białorusi” i „zachodniej Ukrainy”. W obu przypadkach mieszkańcy tych terenów zostali potraktowani przez Moskwę przedmiotowo.

Rosyjski najazd na Gruzję nie był jednorazowym incydentem?

Obawiam się, że to dopiero początek. Mamy do czynienia z imperialnymi planami Rosji, które zaczęły być realizowane za pomocą gwałtownych środków. Europa znajduje się w podobnej sytuacji jak w 1938 r. Wtedy egzamin oblała – nie powstrzymała Hitlera, gdy było to jeszcze możliwe. Niebezpieczeństwo to dostrzegał Józef Piłsudski, który w 1933 r. proponował Francuzom wojnę prewencyjną. Pozostało to jednak bez odzewu. Dziś także Polacy, ze względu na nasze doświadczenia historyczne, dostrzegają niebezpieczeństwo. O jedności Europy trudno jednak mówić w świetle prorosyjskiej postawy Włoch czy Niemiec. Historia nie uczy tylko głupców. Niestety większość polityków europejskich to głupcy, którzy nie patrzą w przyszłość i nie potrafią spojrzeć w przeszłość.

Panie profesorze, czy to nie za mocne słowa?

Nie, mówię to z całą odpowiedzialnością. Przypomnijmy choćby ludobójstwo rosyjskie w Czeczenii za rządów Władimira Putina. Rosja jest nieobliczalna. Żeby daleko nie szukać, można jednak wskazać inną analogię – w 1939 r. malutka Finlandia napadła na wielki Związek Sowiecki. To się teraz powtarza. Maleńka Gruzja „najechała” atomową potęgę. Malutki króliczek poruszył wąsami i sprowokował tygrysa. Niestety jest to tygrys ludojad.

Jaką rolę w rosyjskich planach strategicznych odgrywał Kaukaz?

Bardzo ważną. Zawsze gdy Rosjanie budowali imperium – czy to carskie, czy później bolszewickie – podporządkowywali sobie ten teren. To był naturalny kierunek ich ekspansji. Pierwszy raz Rosjanie najechali Kaukaz pod koniec XVIII wieku. Był to podbój wyjątkowo krwawy, wyczerpujący i morderczy dla narodów zamieszkujących ten teren.

Dzieła dokończyli bolszewicy.

Tak, po upadku Rosji Azerbejdżan, Gruzja i Armenia nie cieszyły się długo wolnością. W 1921 r. bolszewicy powołali w tych krajach rządy bolszewickie, które dokonały wewnętrznych przewrotów, a „na pomoc” zaraz przyszła Armia Czerwona z towarzyszem Sergo Ordżonikidze na czele. Po opanowaniu Kaukazu bolszewicy wymordowali wszystkie tamtejsze elity.

Chcieli wprowadzić na Kaukazie komunizm. A jaki cel przyświeca dzisiejszej Rosji?

Jeżeli uda im się w końcu obalić Saakaszwilego i osadzić w Gruzji marionetkowy rząd, przejmą kontrolę nad tym krajem. To z kolei będzie znaczyło odcięcie Azerbejdżanu i zdobycie kontroli nad jego potężnymi złożami energii. Czyli ostateczne i całkowite uzależnienie Europy od rosyjskich dostaw surowców. Chodzi również o uniemożliwienie przystąpienia Gruzji do NATO.

Do tej pory mówiono, że Rosja zdobywa wpływy za pomocą gazu czy ropy. Że bronią XXI wieku będzie kurek, a nie czołg.

Muszę się uderzyć w piersi. Też tak sądziłem. Myślałem, że Rosjanie czegoś się z historii nauczyli. Że doszli do wniosku, iż podboju można równie dobrze dokonywać środkami ekonomicznymi. Ale okazało się, że krótszą i skuteczniejszą drogą są czołgi, samoloty i bombardowania. Historia się powtarza. Gdy słyszę, że Moskwa ma „historyczne obowiązki” na Kaukazie, to są to obowiązki najeźdźcy, bandyty i zbója. Obecne wydarzenia pokazują, że Rosja znowu wkroczyła na drogę do budowy imperium.

Kto stoi jej na drodze?

Ukraina, państwa bałtyckie, Polska. Ale nie tylko. Niemcom chciałbym przypomnieć, że strefa wpływów Związku Sowieckiego do niedawna sięgała do Łaby. A apetyty – to ważna informacja dla Francuzów – po kanał La Manche.

Ale czy taka operacja mogłaby się udać na przykład na Ukrainie?

Wystarczy powołać rząd opozycyjny wobec prezydenta Juszczenki, zakwestionować wynik kolejnych wyborów, ogłosić powstanie niezależnej republiki w Charkowie albo ogłosić, że mieszkający na wschodzie Ukrainy Rosjanie znaleźli się w niebezpieczeństwie. Bo Rosja zawsze przystępuje do wojny w obronie słabych i uciśnionych. W tym miejscu warto przypomnieć o potwornym błędzie, jaki popełnił Zachód, uznając niepodległość Kosowa. To było nie tylko pogwałcenie prawa międzynarodowego, ale również dobrych obyczajów i zdrowego rozsądku. Rosja, choć oficjalnie obłudnie protestowała, tak naprawdę zacierała ręce. Właśnie ten precedens dal jej fałszywy mandat do takich działań jak rozbiór Gruzji.

Kosowo uznała również Polska.

Niestety. Podam przykład, który powinien przemówić do polskiej wrażliwości. To, co Rosjanie robią z Osetią Południową, to tak, jakby Niemcy w 1939 r. zamiast organizować prowokację gliwicką, ogłosili, że ludność Śląska chce przyłączenia do Rzeszy. Następnie Wehrmacht zająłby to województwo, a przy okazji doszedł pod Kraków i zbombardował kilka innych naszych miast. Jeżeli zaś chodzi o dzisiejsze czasy, to nie wykluczam, że nagle może się okazać, iż na naszym terenie znajduje się choćby „republika białostocka”.

Czy Polska naprawdę może się czuć zagrożona?

To, co się stało, to dla nas ważny sygnał. Niestety część naszych elit politycznych całkowicie go ignoruje. Gdy słyszę nawoływania, że nie możemy zaogniać stosunków z Rosją, to ogarnia mnie przerażenie. Nie mamy czego zaogniać. My tych stosunków nie mamy. Jeżeli słyszymy z ust rosyjskich dyplomatów, że Moskwa się z nami policzy, to strategią, którą powinniśmy przyjąć, jest strategia – wybaczy pan – Władysława Gomułki. Po kłótni podczas jednego z posiedzeń paktu warszawskiego, zaczął on wyklinać rynsztokowymi słowami Sowietów. Przerażony Cyrankiewicz zaczął mu pokazywać na żyrandol, gdzie miał znajdować się podsłuch. „Niech te ruskie sk... wiedzą, co o nich myślę. Z nimi można rozmawiać tylko językiem przekleństw” – odparł Gomułka. Niestety, wtedy akurat miał rację. Rosja rozumie tylko siłę. Adekwatnym sposobem reakcji na to, co się stało w Gruzji, byłoby zerwanie stosunków dyplomatycznych i gospodarczych. Całkowita izolacja Rosji. To jest jednak oczywiście nie do wyegzekwowania.

Co, zdaniem pana, powiniśmy więc robić?

Myślę, że powinniśmy zdać sobie sprawę z zagrożenia i mocno zewrzeć szyk pierwszego frontu. Czyli my, państwa bałtyckie, Ukraina i Kaukaz.

A co z naszymi sojusznikami z NATO? Myśli pan, że gdyby Polska, odpukać, została zaatakowana, to nasi sojusznicy wywiązaliby się ze swoich obowiązków?

Gwarancją bezpieczeństwa Polski nie są żadne papierowe układy. W 1939 r. też mieliśmy „twarde gwarancje” od Francji i Anglii, i jak się to skończyło? W 1939 r. nikt nie chciał umierać za Gdańsk. A w 2010, nie chcę być złym prorokiem, być może nikt nie będzie chciał umierać za Białystok. Realną gwarancją naszego bezpieczeństwa byłaby obecność na polskich ziemiach silnego amerykańskiego garnizonu. Dlatego pomysł umieszczenia w Polsce tarczy antyrakietowej był pomysłem zbawiennym.

Panie profesorze, ale czy pańskie argumenty nie są archaiczne? Żyjemy w XXI wieku, epoce innej mentalności i zbiorowych paktów bezpieczeństwa takich jak NATO czy UE.

Niech pan nie żartuje. Mamy też układ wiążący ze sobą państwa ONZ, który zabrania agresji na niepodległe państwo. Jakoś nie widziałem tej „innej mentalności” podczas rosyjskiego ataku na Gruzję.

Paweł Wieczorkiewicz jest profesorem historii i sowietologiem, pracuje w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego

Rz: Właśnie okazało się, że chyba nie żyjemy w epoce końca historii.

To prawda. Historia wściekle przyspieszyła. Ona ma to do siebie. Przypomnę na przykład nudne lata 70. czy okres spowolnienia dziejów w latach 90. Ale są też okresy, gdy historia rusza z kopyta. Tak było w latach 1989 – 1990. Teraz mamy do czynienia właśnie z takim okresem. Jest takie chińskie przekleństwo: „Obyś żył w ciekawych czasach”.

Pozostało 95% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021