Rosyjskie MSZ nie zostawiło suchej nitki na ukraińskiej Radzie ds. Telewizji i Radia, która zobowiązała rodzimych operatorów kablowych, by od 1 listopada wycofali z oferty rosyjskie stacje telewizyjne. – Będziemy bronić praw ORT i RTR! Będziemy walczyć o poszanowanie praw rosyjskojęzycznych mieszkańców Ukrainy – zapowiedział w sobotę szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow.
Z ostrą krytyką wystąpiło także Stowarzyszenie ds. Telewizji i Radia w Moskwie. Uznało, że decyzja urzędników w Kijowie świadczy o „słabym rozwoju państwa i społeczeństwa” oraz braku szacunku dla własnych obywateli, którzy uważają język rosyjski za ojczysty.
Ukraińscy dyplomaci zareagowali natychmiast. „Wielokrotnie tłumaczyliśmy powody wstrzymania transmisji zagranicznych stacji łamiących ukraińskie przepisy. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rosji nadal jednak sztucznie rozdmuchuje problem, dezinformując własnych obywateli i przekręcając fakty” – napisano w specjalnym komunikacie MSZ w Kijowie.
Według resortu rosyjscy nadawcy, mimo licznych ostrzeżeń, nie przestrzegali praw autorskich i limitów czasowych dotyczących emisji reklam. Z tego samego powodu z ekranów muszą zniknąć także kanały innych krajów, np. Chin.
– Reakcja Ławrowa świadczy o tym, że Kreml panicznie się boi utraty wpływów w informacyjnej przestrzeni Ukrainy – mówi „Rz” szef kijowskiego Instytutu Transformacji Społeczeństwa Ołeh Soskin. – To byłby dla niej potężny cios. Utrata kontroli nie tylko nad ogromnymi dochodami z reklam i prorosyjską piątą kolumną, ale także nad świadomością rosyjskojęzycznych obywateli, którzy rzekomo muszą wiedzieć, co robią prezydent Miedwiediew i premier Putin – mówi Soskin.