„Brak ochrony amerykańskiej cyberprzestrzeni to jeden z najbardziej palących problemów związanych z bezpieczeństwem narodowym, przed jakim stoi nowa administracja” – stwierdzają autorzy niemal 100-stronicowego raportu prestiżowego Ośrodka Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) w Waszyngtonie.
– To będzie jeden z priorytetów nowego rządu – przewiduje w rozmowie z „Rz” ekspert CSIS James Lewis, dyrektor projektu. Komisji współprzewodniczyło dwóch kongresmenów i emerytowany generał wojska, zasiedli w niej także eksperci, przedstawiciele czołowych uczelni oraz największych amerykańskich firm informatycznych, takich jak Microsoft, Cisco czy IBM.
[wyimek]Eksperci wzywają Baracka Obamę, by stworzył urząd do spraw ochrony Internetu[/wyimek]
Komisja została powołana w 2007 roku w reakcji na niebezpieczne cyberataki na agencje rządu federalnego, w tym Departament Stanu, Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Obrony i Handlu. Rząd nie ujawnił dotąd, jak ważne informacje zostały skradzione, ale zdaniem dyrektora Instytutu SANS i jednego z czołowych amerykańskich specjalistów od bezpieczeństwa w sieci Alana Pallera straty muszą być ogromne. – Świadczy o tym decyzja prezydenta Busha, by wydać miliardy dolarów na cyberzabezpieczenia – twierdzi Paller. Inni eksperci biją na alarm: obca ingerencja w amerykańskie sieci komputerowe ma miejsce dzień w dzień.
– Najlepszym określeniem byłaby tu „śmierć przez tysiąc cięć”. Każde jest niewielkie, nie stanowi samo w sobie katastrofy, ale ich łączny efekt jest niezwykle destrukcyjny. Jeśli każdego tygodnia tracimy odrobinę swej wiedzy naukowej i technologicznego przywództwa na korzyść rywali, to z czasem robi się z tego poważny problem – wyjaśnia Lewis.