Tymczasem w centrum białoruskiej stolicy zebrało się... około 30 dziennikarzy oraz kilkunastu milicjantów, którzy i tak do niczego nie byli potrzebni, bo na spotkanie przybyło zaledwie pięciu handlowców. A organizator protestu – lider stołecznej Rady Koordynacyjnej Przedsiębiorców Aleś Makajeu spóźnił się prawie o godzinę.
Pytany o tłumy protestujących odparł, że „najwyraźniej jeszcze nie dojrzeli“. Demonstracja się zakończyła, zanim zdążyła się zacząć. Dziennikarze i milicjanci się rozeszli. Na pustym placu pozostały tylko kamery milicji i telewizji państwowej.
Obrazek, który nakręciły, stanie się kolejnym potwierdzeniem tezy państwowej propagandy o braku na Białorusi niezadowolonych z polityki władz. Tym razem również w środowisku kupców bazarowych, których trzytysięczny tłum jeszcze miesiąc temu wyległ na stołeczne ulice w obronie swoich interesów. Co prawda grudniowe protesty były organizowane przez stowarzyszenie Perspektywa, na czele z Anatolijem Szumczanką, który odciął się wówczas od opozycji.
Dzisiaj z nieukrywaną satysfakcją przyglądał się klęsce konkurentów. Nawet jego prognoza, iż Makajeuowi uda się wyprowadzić na ulicę najwyżej kilkudziesięciu protestujących, okazała się zbyt optymistyczna. – Otwarcie ogłaszam: Makajeu to człowiek z nieadekwatną oceną rzeczywistości – tępił konkurenta w mediach. – Nasz głos zostanie usłyszany tylko wtedy, gdy na ulice wyjdzie 5, 10 czy 15 tysięcy ludzi – przekonywał. Mniejsze liczebnie demonstracje tylko kompromitują jego zdaniem ruch przedsiębiorców.
Grudniowa (trzytysięczna) demonstracja Szumczanki rzeczywiście okazała się względnie skuteczna. Protesty sprawiły, iż prezydent Łukaszenko przedłużył kupcom prawo do bezcłowego sprowadzania towarów z Rosji. Jednocześnie podniósł jednak stawki podatków oraz opłaty za miejsca handlowe, co wywołało kolejną falę niezadowolenia. Właśnie przeciwko tym zmianom kupcy mieli protestować dzisiaj w Mińsku.