„Modlę się, żeby Allah cię pokarał. Odsłoniłaś włosy, będziesz powieszona za włosy”, „Pozostaw pracę mężczyznom. Inaczej zginiesz”, „Zdradziłaś islam. Umrzesz ty, twój mąż i twoje dzieci”, „Porzuciłaś wiarę. Zapłacisz za to krwią”. Sbai otrzymuje teraz setki takich telefonów, listów i e-maili. Większość wysłano z Włoch – z Rzymu, gdzie mieszka, z Mediolanu, Bolonii, Turynu.
Policja jest pewna, że tutejsi islamscy integryści wydali na nią fatwę za grzech apostazji, czyli wyrok śmierci za odstępstwo od wiary. Dlatego od 1 kwietnia jej, włoskiemu mężowi i dwójce dzieci w wieku szkolnym wszędzie towarzyszą policjanci, a pod domem parkuje patrol.
[srodtytul]Więcej fanatyków niż w Maroku[/srodtytul]
Sbai twierdzi, że nadal czuje się muzułmanką, choć wyzwoloną i bez uprzedzeń. W wywiadzie dla dziennika „La Stampa” wskazuje na paradoks, że żyjąc tak samo w Maroku, czułaby się bezpieczna, bo we Włoszech jest więcej fanatyków islamskich niż w jej rodzinnym kraju.
Przyjechała do Włoch w 1981 r. mając 20 lat. Skończyła tu filozofię i zrobiła doktorat z prawa. Radykalnym islamistom naraziła się przede wszystkim występując w obronie praw mieszkających we Włoszech muzułmanek. Założyła w tym celu Włoskie Stowarzyszenie Marokańskich Kobiet, zaczęła wydawać po arabsku miesięcznik „Al Maghrebiya”, pisać do organu włoskich biskupów „Avvenire”. Weszła też w skład islamskiej rady konsultacyjnej przy włoskim rządzie, by rok temu wejść do Izby Deputowanych jako kandydatka Ludu Wolności Silvia Berlusconiego. Cierniem w oku radykalnych muzułmanów jest to, że Stowarzyszenie w wielu miastach na północy Włoch otworzyło ośrodki dla muzułmanek, które zdecydowały się uciec od rodzin lub mężów. Co więcej, zapewniła tym kobietom bezpłatną pomoc prawną, dzięki której kilkudziesięciu islamskich ojców, mężów i braci za pobicia, gwałty czy ubezwłasnowolnienie wylądowało za kratkami.