W niedzielę ambasador RP Robert Kupiecki wręczył mu nominację na kontradmirała Marynarki Wojennej Rzeczypospolitej.

– To polski bohater. Jeden z ostatnich oficerów naszej marynarki, który walczył podczas II wojny światowej. Gdy w Polsce zapanował komunizm, nie mógł wrócić do kraju. Musiał się osiedlić w Stanach Zjednoczonych – powiedział nam Piotr Erenfeicht, dyplomata z Ambasady RP w Waszyngtonie, który uczestniczył w uroczystości. – Teraz wolna Polska doceniła jego zasługi.

A te są niemałe. Pan Tumaniszwili walczył od samego początku wojny na okręcie „Burza”. – Pierwsza akcja bojowa? To było 7 września. Zobaczyliśmy peryskop i zrzuciliśmy bomby – wspomina. Atak, o którym mowa, był pierwszym atakiem jednostki alianckiej na niemieckiego U-Boota podczas II wojny światowej. W kolejnych latach pan Tumaniszwili brał udział w wielu akcjach bojowych. Został ranny, uczestniczył w lądowaniu w Normandii. – Ostatnia walka, jaką stoczyłem, miała miejsce w sierpniu 1944 roku w Zatoce Biskajskiej. Napotkaliśmy wypełniony wojskiem krążownik pomocniczy, który próbował uciec do Hiszpanii. Zapaliliśmy go, a potem, już z bliższej odległości, wpakowaliśmy w niego torpedę. Poszedł na dno – wspomina pan Tumaniszwili. Jego ojciec Paweł Tumanoff-Tumaniszwili był gruzińskim księciem, który schronił się w Polsce po przewrocie bolszewickim.

Bojowymi czynami skazanego w PRL na zapomnienie Jerzego Tumaniszwilego szczyci się dziś Marynarka Wojenna wolnej Polski. – Jesteśmy dumni z takich postaci. Polskich marynarzy, którzy walczyli bohatersko podczas II wojny światowej – powiedział „Rzeczpospolitej” rzecznik marynarki kapitan Grzegorz Łyko. – Zgodnie z prawem międzynarodowym, gdy Polska znajdowała się pod okupacją, pokłady naszych okrętów były jedynymi wolnymi skrawkami terytorium Rzeczypospolitej.