Największa w USA Izba Gospodarcza – reprezentująca trzy miliony firm – obawiając się, że rząd wprowadzi wkrótce limity dotyczące emisji zanieczyszczeń, zażądała od Agencji Ochrony Środowiska (EPA) dowodów na istnienie zjawiska globalnego ocieplenia.
Biznesmeni chcą, by urzędnicy agencji publicznie udowodnili, że to człowiek jest winny ocieplania się klimatu. Jeśli odmówią, izba złoży pozew do sądu – zapowiadają na łamach „Los Angeles Times”.
– To będzie małpi proces XXI wieku – przekonują przedsiębiorcy, nawiązując do jednej ze słynnych spraw, w której starli się zwolennicy kreacjonizmu i ewolucjonizmu. Proces z lat 20. ubiegłego stulecia przyciągnął uwagę mediów z całego świata, maszynistki ledwo nadążały z nadawaniem telegramów z relacjami, a stacje radiowe nadawały pierwsze w historii reportaże z sali sądowej.
Urzędnicy EPA ani myślą odpowiadać na zarzuty izby i przekonują: cała sprawa jest tylko marnowaniem czasu, a dowody na globalne ocieplenie znane są już od dziesięcioleci.
– Zgadzam się z EPA. Wielkie firmy kwestionują dowody naukowe na globalne ocieplenie, bo chcą dalej spokojnie zarabiać pieniądze i nie robić nic, by ratować środowisko – tłumaczy „Rz” Keith Farnish, autor wielu brytyjskich kampanii proekologicznych i założyciel „Bloga Ziemi” (The Earth Blog). – Gdy w latach 80. James Hansen zaczął głośno mówić o globalnym ociepleniu, rząd próbował go zniszczyć. Stracił pracę i gdyby nie pomoc środowiska naukowego, mógłby nawet zginąć. Wielki przemysł zrobi bardzo dużo, by ratować swoje pieniądze – przekonuje Farnish.