Po upadku ZSRR eksperci NATO uznali, że Rosja nie stanowi już dla Zachodu zagrożenia. Zgodnie z tą doktryną przez wiele lat sojusz północnoatlantycki nie opracowywał więc planów ewentualnej militarnej konfrontacji z Moskwą. Jak jednak donosi prestiżowy tygodnik „The Economist”, okres ten dobiegł końca.
W roboczej wersji nowej strategii obronnej NATO na lata 2010 – 2020, która zostanie zaprezentowana ministrom obrony państw sojuszu na jesieni, przewidziano możliwość rosyjskiego ataku na wschodnioeuropejskich członków NATO i wspólnej obrony tego terytorium.
– Mamy wszelkie niezbędne plany obrony naszych członków. Myślę, że Rosjanie byliby zdziwieni, gdybyśmy ich nie mieli. Przecież jest to główny cel sojuszu – powiedział sekretarz generalny paktu Anders Fogh Rasmussen, pytany o zmianę strategii.
W NATO od dłuższego czasu toczyła się dyskusja na temat stosunku do Rosji. Część państw członkowskich, szczególnie z południa Europy, uważała, że nie ma się co Moskwą przejmować. Wręcz przeciwnie: Moskwa jest potencjalnym sojusznikiem. Inne państwa, na czele z krajami znajdującymi się niegdyś w sowieckiej strefie wpływów (m.in. Polska i kraje bałtyckie), były innego zdania. I domagały się, aby sojusz opracował szczegółowe plany odparcia ewentualnej agresji.
– Chodziło o to, by bezpieczeństwo tych państw nie opierało się tylko na deklaracjach, ale na pewnych, automatycznych procedurach. Na to, że w końcu przeważyło właśnie to zdanie, na pewno duży wpływ miały działania Rosji w ostatnich latach – powiedział „Rz” Sławomir Dębski, były szef Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.