Dmitrij Miedwiediew przyjechał do Abchazji w niedzielę. Po spotkaniu z prezydentem Siergiejem Bagapszem obiecał, że Moskwa będzie pogłębiała relacje z Suchumi.
Miedwiediew usprawiedliwiał wprowadzenie rosyjskich wojsk do Osetii Południowej w sierpniu 2008 roku. Podkreślał, że była to słuszna decyzja. – Dwa lata temu nastąpiły trudne wydarzenia, które zapoczątkowały wiele procesów politycznych, między innymi uznanie Abchazji i Osetii Południowej za samodzielne podmioty prawa międzynarodowego – zaznaczył.
– Gdybyśmy nie uznali niepodległości Abchazji i Osetii Południowej, nie pilibyśmy teraz kawy. Najpewniej doszłoby do długotrwałego krwawego konfliktu – uznał Miedwiediew, gawędząc w Suchumi, stolicy Abchazji, z rosyjskimi turystami.
Władze w Tbilisi przypominają, że niepodległość zbuntowanych prowincji Gruzji uznały, oprócz Rosji, jedynie Nikaragua, Wenezuela i Nauru, 10-tysięczna wysepka na Pacyfiku.
– Wojna Rosji z Gruzją nie zaczęła się w 2008 roku. Zaczęła się znacznie wcześniej i trwa do dziś. Będziemy walczyć, aż ostatni okupant opuści naszą ziemię – odgrażał się prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili, który w drugą rocznicę wojny wybrał się do Kolumbii na zaprzysiężenie prezydenta Juana Santosa.