To największa wyspa Karaibów, nie bez przyczyny zwana też perłą tego archipelagu. Biały piasek, rafy koralowe, bujna, tropikalna roślinność i urokliwe góry niejednego światowego bywalca mogą przyprawić o zawrót głowy. „Najpiękniejsza ziemia, jaką kiedykolwiek widziałem” – tak o Kubie pisał Krzysztof Kolumb. Wiele osób, które dotarły w ten zakątek świata, przyznaje mu rację. Kuba jest wyspą sprzeczności. Z jednej strony ekskluzywne hotele z opcją „all inclusive” pełne rozleniwionych turystów wylegujących się pod palmami i popijających drinki na bazie rumu. Z drugiej – życie za 10 dolarów miesięcznie, puste sklepy i reżim braci Castro. Do tego absurdy, jakich próżno szukać w demokratycznych krajach. Kubańczycy na Kubie traktowani są bowiem jak obywatele trzeciej kategorii. Nie mogą spożywać wołowiny (wszystkie krowy należą do państwa), nie mogą łowić na własne potrzeby langust i innych, cenniejszych owoców morza (zarezerwowane tylko dla turystów). Wyspa, z jednej strony piękna i kolorowa, z drugiej szara i smutna, bez wątpienia powinna znaleźć się na mapie szanującego się obieżyświata. Warto odetchnąć tropikalnym powietrzem tego miejsca, popluskać się w ciepłych wodach Zatoki Meksykańskiej i Morza Karaibskiego, poznać bogatą kulturę miejscowej ludności i zachwycić się pozostałościami kolonialnego świata sprzed rewolucji.
Słońce i wysokie temperatury towarzyszą Kubie przez cały rok. W styczniu średnia temperatura to około 22°C, w sierpniu – 28°C. Jeśli jednak chcemy mieć gwarancję udanego urlopu, warto wybrać się tam między październikiem a kwietniem. W pozostałych miesiącach wyspa nawiedzana jest przez wiatry cyklonowe.
Jeśli planujemy bierny wypoczynek, to najpiękniejsze plaże znajdziemy w Varadero na półwyspie Hicaco. To turystyczna enklawa zamknięta dla zwykłego Kubańczyka. Wstęp do niej, poza turystami, mają tylko pracownicy hoteli. Spragnieni luksusów plażowicze znajdą tam wszystko: ciepłe morze, plażę (do złudzenia przypominającą tę w Helu), miejsca do nurkowania, delfinarium, sporty wodne, najlepsze na wyspie jedzenie i napoje. Nie ma chyba na świecie bardziej przyjaznej obsługi hotelowej, która za skromny napiwek lub drobiazg typu długopis, mydło lub breloczek (Kubańczycy, podobnie jak Polacy za PRL, uwielbiają takie prezenty) zrobi dla gościa wszystko. W tym miejscu nie odnajdziemy jednak prawdziwej Kuby. By ją poznać, a przynajmniej zobaczyć, musimy wyjechać na zewnątrz.
Niewątpliwą perłą tej części Karaibów jest Hawana. Stolica wyspy to jedno z najpiękniejszych i najbardziej zrujnowanych miast na świecie. Kolonialne rezydencje o pięknej architekturze nie widziały remontu od ponad pół wieku. Sprawiają wrażenie, jakby za chwilę miały runąć, jednak porozwieszane na balkonach pranie świadczy o tym, że wciąż są zamieszkane. Klimatu stolicy dodają niezliczone ilości starych samochodów. Chryslery, chevrolety, buicki, fordy, packardy... Chwilami odnosi się wrażenie, jakby w tym mieście czas zatrzymał się kilkadziesiąt lat temu. Jego ozdobą są też sami mieszkańcy. Mimo ubóstwa, w jakim żyją, zachwycają kolorowymi strojami (pochodzącymi głównie z paczek przysyłanych przez bliskich z USA) i niezwykłą dbałością o wygląd zewnętrzny (obowiązkowy manicure i pedicure u pań, natomiast u panów – zwłaszcza młodych – wystylizowane fryzury i markowe dodatki).
W latach 80. turystyczna część stolicy, La Habana Vieja (Stara Hawana), została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Wtedy też ruszył program odnowy zabytków. Proces przebiega mozolnie, ale coraz więcej kolonialnych perełek odzyskuje przedrewolucyjną świetność. Na brukowanych uliczkach aż roi się od poprzebieranych, starych Kubanek palących grube cygara. Za jedno peso chętnie pozują do zdjęć. Relaks przy szklance mojito czy cuba libre urozmaicają muzycy, grając i śpiewając Guantanamerę. W ulubionych barach Ernesta Hemingwaya – La Bodegiuta del Medio i El Floridita, można się napić ulubionego drinka pisarza – daiquiri. Możemy też podziwiać białą willę Finca Vigia na przedmieściach miasta, w której słynny pisarz napisał „Komu bije dzwon” i „Starego człowieka i morze”. Lista atrakcji, które trzeba zobaczyć, na tym się jednak nie kończy. Bo jak tu ominąć fabrykę słynnych kubańskich cygar, które do dziś robotnicy zwijają ręcznie (pracę umila im osoba czytająca na głos gazetę lub książkę)? W przyfabrycznym sklepie kupimy oryginalne cygara Cohiba w cedrowych pudełkach (znacznie tańsze niż w Polsce). Zaopatrując się w nie na mieście, nigdy nie mamy pewności, czy nie dostaniemy podrabianych sztuk skręcanych np. z liści bananowca.