Przed północą białoruskie media (m.in. Radio Swaboda i dziennik „Narodnaja Wola”) poinformowały, iż właśnie skończyło się pięciogodzinne przesłuchanie Uładzimira Nieklajeua w areszcie KGB. W ten sposób oficjalnie zdementowano uporczywie pojawiającą się pogłoskę, że Nieklajeu nie żyje.
Na przesłuchanie zostali dopuszczeni adwokaci Nieklajeua. Poinformowali oni, że ich klient czuje się dość dobrze, choć jest bardzo zmęczony, ma krwiak pod okiem i skarży się na nadciśnienie.
Wczoraj żona Nieklajeua udała się wraz z grupą białoruskich pisarzy i ludzi sztuki do Prokuratury Generalnej. Chciała się dowiedzieć, co stało się z jej mężem, który – jak zapewniał prezydent Aleksander Łukaszenko – przebywa w areszcie śledczym KGB. Od 20 grudnia, kiedy to ciężko pobity dzień wcześniej poeta i opozycjonista Nieklajeu został uprowadzony z oddziału intensywnej terapii jednego z mińskich szpitali przez ubranych po cywilnemu agentów służb specjalnych, Wolga Nieklajeua nie otrzymała żadnych wiarygodnych informacji o stanie zdrowia męża.
Od ubiegłej środy po Mińsku krążyły pogłoski, że rywal Łukaszenki w wyborach prezydenckich nie żyje. Dziennikarze rosyjskiej „Nowej Gazety” zapytali o to prorządowego politologa Włada Gigina. Ten nie potwierdził informacji o śmierci opozycjonisty, ale niespodziewanie wdał się w dywagacje o tym, że Nieklajeu miał kiedyś problemy z alkoholem i w związku z tym może mieć chore serce.
Pani Nieklajeua kategorycznie zaprzecza, jakoby jej mąż był alkoholikiem po odwyku. Ale zarówno dla niej wypowiedź na temat problemów Nieklajeua z sercem zabrzmiała złowrogo. „Uładzimir Nieklajeu został ciężko pobity, a potem siłą wywieziony ze szpitala. Krążą pogłoski, że zmarł. Żądamy: pokażcie nam poetę, chcemy wiedzieć, że Uładzimir Nieklajeu żyje” – list o takiej treści podpisali i złożyli wczoraj w białoruskiej prokuraturze towarzyszący Woldze Nieklajeuej przedstawiciele elity Białorusi.