[b]Rz: Czy wydarzenia w Tunezji to wynik pospolitej rewolty czy rewolucji pałacowej? [/b]
[b] Jean-Francois Daguzan: [/b]Bardzo trudno na to pytanie odpowiedzieć, bo działania władz w Tunisie zawsze były bardzo nieprzejrzyste. Kiedy w 1987 r. były już prezydent Ben Ali dokonał bezkrwawego przewrotu, wszyscy byli zaskoczeni. Jedynym, który wiedział, co się święci, był wówczas ambasador USA, bo zadzwonił do Ben Alego i wprost o to zapytał. Nie można więc wykluczyć obecnie ani jednego, ani drugiego scenariusza. Bez względu jednak na to, skąd wywodzi się rewolta, zakończyła 23 lata bezwstydnego rozkradania kraju przez wąską elitę polityczną, a ściślej rodzinę żony prezydenta.
[b]Tylko co dalej? Przywódca islamistów chce wrócić do kraju. Czy zamiast demokratyzacji nie dojdzie do islamizacji kraju? [/b]
Byłbym ostrożny w wysuwaniu takich wniosków. Oczywiście islamizacja jest możliwa, ale przykład Maroka i Algierii pokazał, że partie islamskie mogą zasiadać w parlamencie, nie zagrażając bezpieczeństwu kraju. Zresztą takie są reguły gry demokratycznej. Albo się dopuszcza wszystkie siły polityczne do tworzenia nowej władzy, także islamistów, albo nie będą to władze demokratyczne. Zresztą na razie fundamentaliści islamscy zachowują się bardzo dyskretnie i nie próbują wykorzystać panującego zamieszania. Myślę, że jeśli wszystkie partie zasiądą do stołu negocjacyjnego i dojdą w najbliższym czasie do porozumienia, nic nie stanie na przeszkodzie demokratycznym zmianom i stworzeniu stabilnego rządu.
[b]Oznaki zmęczenia władzą widać także w Algierii i Egipcie. Czy tunezyjska rewolta może się przenieść na kraje sąsiednie? [/b]