Na teren byłej wojskowej szkoły medycznej w Tokio wjechały koparki. Jeszcze rok temu stały tam budynki mieszkalne, ale by móc przeprowadzić wykopaliska, trzeba było je zburzyć i ewakuować setki ludzi. Cała operacja będzie kosztować Japonię ponad 800 mln euro.
– Nie wiemy, czy coś znajdziemy – do ostatniej chwili powtarzali urzędnicy japońskiego Ministerstwa Zdrowia, które odpowiada za akcję. Dla Japończyków to jednak historyczny moment. Pierwszy raz władze pokazały, że są gotowe prowadzić badania w sprawie wydarzeń, które dotychczas trzymane były w największej tajemnicy.
– Jeśli odnajdziemy kości czy inne szczątki ze śladami eksperymentów medycznych, rząd będzie musiał przyznać, że doszło do zbrodni wojennej – mówił Yasushi Torii, szef organizacji, która od lat prowadzi własne śledztwo w sprawie eksperymentów.
Za zbrodniami stał słynny japoński oddział 731. Powstał w 1932 roku i działał do roku 1945. Jego szefem był lekarz wojskowy Shiro Ishii. Historycy oceniają, że oddział ma na koncie blisko 250 tysięcy ofiar, głównie Chińczyków, ale też m.in. mieszkających w Chinach Rosjan. To, co z nimi robiono, nazywane jest obecnie „azjatyckim Auschwitz“.