Raport, który opublikowała Amnesty International, zawiera satelitarne zdjęcia czterech z sześciu olbrzymich obozów koncentracyjnych położonych w niedostępnych górskich wąwozach. Po porównaniu ich z fotografiami zrobionymi dziesięć lat temu widać, że ośrodki znacznie
się powiększyły.
Pracownicy Amnesty rozmawiali z kilkunastoma byłymi więźniami obozów. Wszyscy mówią o tych miejscach jako o piekle na ziemi. Katorżnicza praca, warunki urągające wszelkim standardom, tortury, masowe egzekucje i głód. W ośrodkach tych przebywa co najmniej 200 tysięcy osób, ale istnieje olbrzymia rotacja, bo średnia życia więźniów jest bardzo krótka. W latach 1999 – 2001 śmiertelność w obozach wyniosła 40 procent.
– Korea Północna od zawsze twierdzi, że na jej terytorium nie ma obozów dla więźniów politycznych. Nie można jednak dłużej zaprzeczać temu, czemu zaprzeczyć się nie da – powiedział Sam Zarifi, dyrektor Amnesty odpowiedzialny za Daleki Wschód. – Te miejsca są ukryte przed oczami świata, ale my wiemy, że łamie się tam wszelkie prawa człowieka.
Jeden z obozów nazywa się Yodok i znajduje się w prowincji Hamgjong Południowy. Jego oficjalna nazwa to Kwanliso (centrum reedukacji) nr 15. Obóz przypomina Auschwitz. Otoczony jest drutem kolczastym, zasiekami pod napięciem oraz wieżyczkami. Pilnują go uzbrojeni w broń maszynową strażnicy z psami. Więźniowie przez cały dzień pracują – używając prymitywnych narzędzi – w polu i w kopalni lub wyrabiają cement.
Yodok jest podzielony na strefę totalnej kontroli, w której osadza się ludzi do końca (na ogół bardzo krótkiego) życia, oraz strefę rewolucyjną o nieco słabszym rygorze. Zdarzały się pojedyncze przypadki, że więźniowie zostali wypuszczeni, później kilkorgu z nich
udało się przedostać za granicę. Właśnie ich relacje znalazły się w raporcie Amnesty.
Wszyscy opowiadali, że byli świadkami publicznych egzekucji. Ludzi zabijano za próby ucieczki czy kradzież jedzenia. Te ostatnie zdarzają się często, bo więźniowie znajdują się na granicy śmierci głodowej. Otrzymują bowiem dziennie tylko 600 gramów rzadkiej, kukurydzianej papki podzielonej na trzy posiłki. Jeżeli nie wykonają wyśrubowanej normy, jedzenie jest im odbierane. Za połowę normy otrzymują połowę porcji.
Zdesperowani więźniowie zjadają więc wszystko, co im się trafi, także szczury. Znane są przypadki wydłubywania nieprzetrawionych ziaren z odchodów zwierząt pociągowych. Większość więźniów nie ma pojęcia, za co zostali wysłani do obozu. Skazano ich na ogół za samo podejrzenie, że prowadzą „działalność kontrrewolucyjną” lub po prostu za to, że w
ich rodzinie był „wróg ludu”.
Jeden z byłych osadzonych w Yodok (więzień w latach 2000 – 2003) opowiedział, że 40 osób śpi w sali o powierzchni 50 metrów kwadratowych.
Ich dzień wygląda następująco:
Wycieńczonym więźniom, którzy nie są w stanie zapamiętać komunistycznych haseł, odbiera się prawo do snu.