Korespondencja z Waszyngtonu
Wśród ofiar Irene jest m.in. 11-letni Zahir Robinson. Chłopak i jego matka schronili się przed kataklizmem na drugim piętrze domu w Newport News w Wirginii. W sobotnie popołudnie huragan powalił jednak wielkie drzewo, które przebiło dach i przygniotło nastolatka. Mimo ściągnięcia na miejsce ogromnego dźwigu chłopca nie udało się uratować.
Spadające drzewa i gałęzie były przyczyną śmierci jeszcze kilku osób w Karolinie Północnej, Wirginii, Maryland i Pensylwanii. Część ofiar zmarła porażona prądem przez pozrywane przez wiatr kable elektryczne, inni zostali porwani przez fale. W New Jersey 20-letnia dziewczyna zmarła uwięziona w zalanym przez wodę samochodzie.
Wymarłe miasta
Na szczęście w niedzielę Irene z huraganu przekształciła się w o wiele słabszą burzę tropikalną. Nad Nowym Jorkiem wiatr wiał więc już tylko z prędkością 100 km na godzinę. I chociaż woda wdarła się na niektóre ulice Manhattanu, to sytuacja wyglądała o wiele, wiele lepiej, niż zapowiadali politycy i reporterzy największych stacji informacyjnych. W niedzielny poranek na opustoszałych w sobotni wieczór ulicach wielkich miast Wschodniego Wybrzeża znów pojawili się więc joggerzy i osoby z psami. – W sumie nie było tak źle – mówiła 40-letnia Ann Marie Johnson, mieszkanka Nowego Jorku cytowana przez Bloomberga.
Politycy wyciągnęli jednak wnioski z tragicznych doświadczeń huraganu Katrina, który w 2005 roku zabił w Nowym Orleanie ponad 1800 osób. W obawie przed nadchodzącym huraganem stan wyjątkowy ogłosiło więc siedmiu gubernatorów stanów, a Barack Obama skrócił wakacje i jeszcze w piątkowy wieczór wrócił do Waszyngtonu. Zanim opuścił luksusową wyspę Martha's Vineyard, apelował do rodaków, aby się "przygotowali na najgorsze" i posłusznie ewakuowali się z zagrożonych regionów.