Korespondencja z Waszyngtonu
Osiem lat po tym, gdy w maju 2003 roku prezydent George W. Bush ogłaszał na lotniskowcu zakończenie irackiej misji, miastami nad Tygrysem i Eufratem nadal wstrząsają zamachy i krwawe ataki rebeliantów. A od stycznia irackie siły zbrojne będą musiały same zadbać o bezpieczeństwo kraju. Amerykańscy wojskowi miesiącami nalegali na polityków, aby nie wycofywali z tego kraju wszystkich żołnierzy. Jeden z dowódców – generał Lloyd Austin – przekonywał, aby w 2012 roku zostawić w Iraku 14 – 18 tysięcy wojskowych. Nowy szef Pentagonu Leon Panetta we wrześniu zmniejszył tę liczbę do kilku tysięcy. Nawet taki scenariusz jest jednak mało realny.
Spór o immunitet
Według CNN żołnierze z brygady, która miała zostać w Iraku, już zaczęli pakować manatki. Ich rodzinom wyjaśniono, że wcześniejszy rozkaz powrotu do domów wydano dlatego, że rządy USA i Iraku nie mogą się porozumieć w sprawie immunitetu dla żołnierzy. Iracki premier Nuri al Maliki tłumaczy w wywiadach, że uchwalenie immunitetu dla żołnierzy jest niemożliwe. Przeciwko są bowiem m.in. szyiccy radykałowie, którzy nie zgadzają się na obecność jakichkolwiek obcych wojsk na swojej ziemi. Bez nowego porozumienia w mocy pozostaje zaś umowa zawarta w 2008 roku, która zakłada, że do końca 2011 roku Irak muszą opuścić wszyscy amerykańscy żołnierze. Rzecznicy Białego Domu i Pentagonu przekonują wprawdzie, że negocjacje wciąż trwają, ale wojskowi podkreślają, że ze względu na czas potrzebny na likwidację baz zmiana decyzji w ostatniej chwili nie wchodzi w grę. Anonimowy przedstawiciel Białego Domu potwierdził w rozmowie z AP, że od nowego roku w Bagdadzie zostanie tylko ok. 160 żołnierzy, służących przy amerykańskiej ambasadzie. – Decyzja o całkowitym wycofaniu to zwycięstwo bojówek Muktady as Sadra i Armii Mahdiego, którzy atakując amerykańskich żołnierzy, chcieli osiągnąć właśnie ten cel – mówi „Rz" Brian Williams z Uniwersytetu Massachusetts.
Jastrzębie ostrzegają
Niektórzy republikanie boją się, że taki ruch zmarnuje ofiarę ponad 4400 amerykańskich żołnierzy, którzy zginęli w Iraku. – Istnieje ryzyko eskalacji przemocy – ostrzega senator John McCain. Członek senackiej komisji sił zbrojnych i weteran wojny w Wietnamie oskarża ekipę Baracka Obamy o nieudolne prowadzenie negocjacji z Irakijczykami i przekonuje, że w Iraku powinno pozostać 13 tys. żołnierzy USA. Dla Baracka Obamy, który walczy o reelekcję, wycofanie wojsk to jednak szansa na zmniejszenie deficytu i spełnienie przedwyborczej obietnicy. Decyzję popiera wielu demokratów, a także tacy republikanie jak Ron Paul. Polityk, który walczy o nominację w wyborach prezydenckich. Według „The National" wiadomość o wyjeździe praktycznie wszystkich amerykańskich żołnierzy nie jest w Iraku ani powodem do wielkiego świętowania, ani do wielkiego strachu. Miliony mieszkańców tego kraju patrzyło na wojskowych z US Army jak na wrogie siły okupacyjne. Jednocześnie dla wielu stanowili oni bufor między wrogimi sobie grupami etnicznymi i wyznaniowymi. – Rząd al Malikiego i wielu Irakijczyków coraz bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że potrzebują wsparcia ze strony wojsk USA. Śmigłowców, wywiadu satelitarnego, samolotów bezzałogowych, instruktorów i sił szybkiego reagowania – podkreśla prof. Williams. Jego zdaniem wycofanie wojsk ułatwi działalność irackiej al Kaidzie i antyrządowym ugrupowaniom szyickim. Jednocześnie zniknie jeden z najważniejszych pretekstów do ataków, co może doprowadzić do zmniejszenia przemocy. – Premier al Maliki będzie mógł powiedzieć, że jest niezależnym premierem muzułmańskiego rządu, a nie marionetką Ameryki – dodaje Williams.
Polacy wycofali się wcześniej
W rozpoczętej w marcu 2003 roku operacji „Iracka wolność" wzięli też udział Polacy. W pierwszej fazie wojny walczyli m.in. komandosi z GROM. Pół roku później Polska wysłała do Iraku ok. 2500 żołnierzy, którzy strzegli „polskiej" strefy stabilizacyjnej. Politycy i biznesmeni snuli wówczas marzenia o wielkich zyskach z irackiej ropy, które miały popłynąć do Polski. Po zakończeniu naszej misji w 2008 roku większość Polaków była więc rozczarowana brakiem korzyści gospodarczych. Operacja pochłonęła życie 22 polskich żołnierzy, dwóch dziennikarzy, trzech byłych komandosów pracujących dla firm ochroniarskich oraz oficera BOR.