Zuma zatrząsł południowoafrykańskimi Kościołami w niespodziewanym momencie, bo podczas niewinnej inauguracji kampanii na rzecz bezpieczeństwa. – My, Afrykańczycy, mieliśmy własną tradycję na długo przed nadejściem Ewangelii. Ludzie religijni nazywają te czasy ciemnym okresem, ale my dobrze wiemy, że nie było wtedy ani sierocińców, ani domów starców. Przywlekli je tu ze sobą chrześcijanie – oświadczył przywódca RPA.
Zawrzało. Natychmiast zareagował przewodniczący Rady Kościołów Afryki Południowej wielebny Mautji Pataki: – Jesteśmy w szoku. Jak to się stało, że prezydent, którego uważaliśmy za jednego z nas, uznał chrześcijaństwo za instytucję beznadziejną w kwestii budowania więzi społecznych?
W 1900 roku w Afryce było tylko 10 milionów chrześcijan
Jak wyjaśnia Dobek Pater, ekspert z południowoafrykańskiego instytutu Africa Analysis, słowa Zumy odzwierciedlają problem, który ma wielu mieszkańców kraju. – Do niedawna w RPA starszymi i sierotami zajmowała się dalsza rodzina, więc nie było potrzeby nigdzie ich odsyłać. To się zmieniło wraz z nadejściem misjonarzy, którzy zaoferowali im opiekę. To zmieniło model społeczny. Nie wszystkim to się podoba, uważają, że misjonarze opiekują się sierotami, bo to dobry materiał na przyszłych wiernych.
Taka postawa jest powszechna nawet wśród południowoafrykańskich chrześcijan, którzy równolegle ze swoją religią kultywują afrykańskie zwyczaje, często sprzeczne z Biblią. Przykładem takiego chrześcijanina jest sam Zuma, który – choć jest protestantem – uprawia poligamię.