Nad Izbą Lordów, która od XIV wieku jest fundamentem brytyjskiej tradycji parlamentarnej, zbierają się czarne chmury. Specjalna komisja międzypartyjna ma już gotowy projekt radykalnej reformy. Izba Lordów ma po niej zamienić się w Senat.
800-osobowa Izba Lordów jest jedną z największych i najmniej demokratycznych instytucji na świecie. Zasiadają w niej dostojnicy kościelni, lordowie dziedziczni i lordowie, którzy otrzymali dożywotnie tytuły z rąk królowej. Reforma przewiduje, że izba wyższa zostanie odchudzona do 450 osób, z czego 80 proc. byłoby wyłanianych w wyborach, a 20 proc. mianowanych na 15-letnie kadencje. Zmiany wprowadzano by stopniowo podczas wyborów parlamentarnych w latach 2015, 2020 i 2025.
Członkowie izby mieliby zarabiać 45 – 60 tys. funtów rocznie. Teraz lordowie pobierają jedynie diety za udział w posiedzeniach. – Reformę Izby Lordów zapowiadała już Partia Pracy przed zwycięskimi wyborami w 1997 roku. Rząd przeprowadził wiele innych rewolucyjnych zmian, ale na tę zabrakło politycznej woli – mówi „Rz" dr Paul Cairney, politolog z Uniwersytetu w Aberdeen.
Teraz jest jednak szansa. Przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi w 2010 roku trzy największe partie: torysi, Liberalni Demokraci i Partia Pracy, wpisały reformę do swych manifestów. – Zawsze uważałem, że wprowadzenie wybieralnych przedstawicieli do Izby Lordów wzmocniłoby nasz parlament. To nie jest najważniejsza z naszych reform, ale jest rozsądna i racjonalna – oznajmił premier David Cameron, apelując do wszystkich partii, aby wreszcie wspólnie poparły zmiany. – Do tej pory się to nie udawało, bo partie były podzielone – mówił szef rządu.
I tak nie obejdzie się bez przepychanek. Żadnych zastrzeżeń do reformy nie mają jedynie rządzący w koalicji z konserwatystami Liberalni Demokraci. Partia Konserwatywna premiera Davida Camerona jest podzielona. Prawe skrzydło sprzeciwia się odchodzeniu od tradycji. Natomiast Partia Pracy, która zasiada w ławach opozycji, może piętrzyć trudności i przedłużać debaty w Izbie Gmin, aby wykorzystać podziały w rządzie do jego osłabienia.
Zdaniem ekspertów reforma będzie głównym tematem dorocznego przemówienia Królowej Elżbiety II 9 maja. – Poprzednio rząd laburzystów przeprowadził dwie wielkie reformy. Przyznał Szkocji, Walii i Irlandii Północnej większą autonomię i własne parlamenty. Dał też niezależność bankowi centralnemu. Reforma jest kolejnym krokiem w budowaniu nowoczesnego państwa, w którym nie powinno być miejsca dla tak wpływowej, a jednocześnie niedemokratycznej instytucji – uważa dr Cairney.
Obrońcy Izby Lordów podkreślają, że zasiadały w niej najczęściej osoby, które miały ogromne doświadczenie i ekspercką wiedzę. Chociaż pełniła funkcję doradczą, Izba Gmin nie mogła sobie pozwolić na ignorowanie jej opinii. Rząd byłego premiera laburzystów
Tony'ego Blaira przez siedem lat poprawiał ustawę zakazującą polowań na lisy, którą odrzucali lordowie. W końcu w 2004 roku sięgnął jednak po specjalny mechanizm parlamentarny umożliwiający zignorowanie lordowskiego sprzeciwu.