Oznacza to, że Putin pogodzi się z tym, co Moskwa nazywa zamachem stanu na Ukrainie?
Co może obecnie zrobić? Rosja nie ma w tej chwili instrumentów do działania. Ale sytuacja się zmienia. Pojawiają się propozycje ograniczenia czy zakazu używania języka rosyjskiego. Parlament w Kijowie w jednej z pierwszych ustaw pogwałcił konwencje międzynarodowe dotyczące praw do posługiwania się językiem ojczystym przez ludność rosyjskojęzyczną.
Wyklucza pan możliwość wojskowej interwencji Rosji na Ukrainie?
Nie do końca. Jeżeli spełnieniu ulegną co najmniej trzy warunki, Moskwie nie pozostanie nic innego. Po pierwsze, represjonowana ludność rosyjskojęzyczna musiałaby się zwrócić do Putina o pomoc; po drugie, trzeba by stanąć po ich stronie, gdyby zorganizowali ruch oporu przeciwko nowym władzom i doszłoby do zabijania ukraińskich Rosjan. W parlamencie pojawiają się też propozycje zakazu działania Partii Komunistycznej czy Partii Regionów. To najlepszy dowód na brak przestrzegania przez nowe władze podstawowych zasad demokracji. Co więcej, likwidacja pomników Lenina jest realizacją zadań wyznaczonych jeszcze przez Adolfa Hitlera. Ci ludzie to następcy niemieckich faszystów, Swoboda czy Prawy Sektor są siłami, które doprowadzą Ukrainę do upadku. To kontynuatorzy zadania Hitlera, które dał im do wykonania w 1941 r. i które ochoczo wypełniali, walcząc ze Związkiem Radzieckim.
Nie przesadza pan?
Ani na jotę. Dostali w pewnym sensie władzę od Zachodu. Przy tym nie można mówić, że ci politycy są także faszystami, jak np. Radosław Sikorski. Ale ciekaw jestem, co czuje, gdy ma do czynienia z następcami Bandery, który jest odpowiedzialny za śmierć co najmniej 60 tys. Polaków na Wołyniu? Rozumiem, że to polityka i jest mu obecnie wygodnie popierać oprawców swojego narodu.