Cztery lata syryjskiego horroru

Nie jesteśmy w stanie odwrócić losów tej wojny, ale możemy choć trochę złagodzić cierpienia jej ofiar.

Publikacja: 16.03.2015 20:10

Zdani na międzynarodową pomoc mieszkańcy obozu dla uchodźców Jarmuk pod Damaszkiem

Zdani na międzynarodową pomoc mieszkańcy obozu dla uchodźców Jarmuk pod Damaszkiem

Foto: AFP

Wojna w Syrii wkroczyła niepostrzeżenie w piąty rok i nic nie zapowiada jej szybkiego zakończenia. Niełatwe jest śledzenie jej przebiegu wzdłuż chaotycznych linii frontu ze zmieniającymi się wciąż lokalnymi sojuszami. Nie zmienia się tylko jedno – skala cierpienia zwyczajnych Syryjczyków i rosnąca codziennie liczba ofiar.

Od dawna nie jest to już powstanie uciemiężonych sunnitów przeciwko władzy alawickiego reżimu Asadów i partii BAAS. W ciągu czterech lat grupy powstańcze dzieliły się i łączyły, walczyły z wojskiem i między sobą. Z miesiąca na miesiąc wojna stawała się coraz okrutniejsza. Wszystkie strony starają się zniszczyć, zastraszyć i zdemoralizować przeciwników, demonstrując najbardziej przerażające praktyki, na jakie je stać.

Na jeszcze wyższy poziom bezwzględności wyniosło syryjską wojnę pojawienie się Państwa Islamskiego. Organizacja islamskich fanatyków opanowała w ubiegłym roku 40 proc. Syrii (i duże obszary północnego Iraku), zaprowadzając tam rządy terroru. Islamscy fanatycy torturują i krzyżują swoje ofiary, starają się je poniżyć i zadać jak największe cierpienie.

Lepsi nie są ludzie reżimu, którzy rozpoczęli tę wojnę, atakując w marcu 2011 r. zbuntowane miasto Homs. Siły bezpieczeństwa zakatowały ok. 13 tys. więźniów. O losie kolejnych 20 tys. nic nie wiadomo. Przeciwko cywilom używane są osławione „bomby beczkowe" – pojemniki wypełnione mieszaniną benzyny, ładunku wybuchowego i kawałków żelastwa. Mimo prymitywnej konstrukcji taki ładunek czyni olbrzymie spustoszenie, w okrutny sposób okaleczając dziesiątki ludzi. Tylko w zeszłą sobotę na obszary kontrolowane przez rebeliantów spadło 40 takich bomb. Żadna ze stron nie waha się przed wykorzystywaniem cywilów jako żywych tarcz.

Rejestr cierpienia

Ile ludzkich istnień pochłonęła wojna? Liczbę ofiar usiłuje oszacować kilka organizacji międzynarodowych, jednak za najbardziej wiarygodne przyjmuje się dane publikowane z ponurą regularnością przez działające w Londynie Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka. Według tej organizacji liczba zabitych rośnie coraz szybciej. O ile w pierwszym roku wojny zginęło ok. 20 tys. Syryjczyków, o tyle w ubiegłym roku liczbę ofiar śmiertelnych oszacowano już na 76 tys. W raporcie, który w zeszłym tygodniu przedstawiło 21 zajmujących się Syrią organizacji obrony praw człowieka, mówi się już o przekroczeniu łącznej liczby 215 tys. zabitych. Wśród nich jest 66 tys. cywilów. Rannych zostało 840 tys. ludzi – wskutek braku właściwej opieki medycznej, a często nawet podstawowych medykamentów, ich los jest szczególnie ciężki.

Wojna w różnym stopniu dotknęła już blisko trzy czwarte ludności liczącego niespełna 23 mln mieszkańców państwa. Ponad 11,2 mln musiało opuścić swoje miejsca zamieszkania – głównie z powodu działań wojennych, ale także ze strachu przed kampaniami karnymi islamistów lub armii albo po prostu z braku żywności. Około 3 mln uciekinierów żyje w obozach dla uchodźców w sąsiednich państwach – w Libanie, Turcji, Jordanii. Prawie wszyscy zdani są na pomoc humanitarną. 1,5 mln wyemigrowało w poszukiwaniu normalnego życia.

ONZ szacuje, że 4,8 mln ludzi (dwa razy więcej niż rok temu) żyje na terenach, na których nie ma właściwie żadnych szans na dotarcie zewnętrznej pomocy i gdzie sytuacja jest najbardziej dramatyczna. Jak bardzo się pogorszyły warunki bytowe, wskazuje oczekiwana długość trwania życia – o ile jeszcze w 2010 r. było to 79 lat, o tyle obecnie wynosi zaledwie 55 lat. Skutki wojny odczuwają także ci, którzy żyją z dala od terenu walk. W całym kraju bez pracy jest 57 proc. dorosłych mężczyzn, czego skutkiem jest dotkliwa bieda ponad 70 proc. Syryjczyków.

Kraj w zapaści

Raport, który opublikowało niedawno sponsorowane przez ONZ Syryjskie Centrum Badań Politycznych (SCPR), przedstawia przygnębiający obraz kraju pogrążonego w chaosie. Straty gospodarcze niezbyt bogatej Syrii (PKB na głowę mieszkańca to obecnie mniej niż jedna ósma poziomu polskiego) wyceniane są na 200 mld dolarów. Praktycznie nie funkcjonuje służba zdrowia i edukacja. Ponad połowa dzieci nie widziała zajęć szkolnych od co najmniej trzech lat. W wielu miejscowościach problemem staje się dostęp do świadczeń tak podstawowych jak energia elektryczna i woda pitna. W warunkach „gospodarki przemocy" – jak określają to analitycy SCPR – tysiące młodych ludzi zdobywa środki do życia w ramach struktur przestępczych, żyjąc z przemytu i rabunku.

Niestety, codzienne doniesienia medialne zdołały już zbanalizować zło, które miały piętnować. Nawet katowanie dzieci, krzyżowanie chrześcijan czy obcinanie jeńcom głów pokazywane przez dżihadystów w internecie nie szokuje już tak bardzo jak jeszcze kilka miesięcy temu. Świat w pewnym sensie przywykł tak do okrucieństwa wojny, jak i do własnej bezsilności.

Organizatorzy międzynarodowej pomocy wskazują, że skutkiem tego jest słabnąca skłonność do pomocy dla ofiar wojny. Na domiar złego od co najmniej 20 lat na świecie nie było aż tylu obszarów klęski humanitarnej. Nakłada się na to zmniejszona hojność ofiarodawców – tych na Zachodzie oszczędzających z powodu kryzysu, jak i tych z bogatych państw arabskich tłumaczących się niższymi dochodami z powodu spadku cen ropy.

Na pomoc dla ofiar wojny udaje się dzisiaj zebrać najwyżej 57 proc. potrzebnych kwot szacowanych w tym roku na ok. 8 mld euro, podczas gdy jeszcze w 2013 r. darowizny od państw i organizacji międzynarodowych pokrywały 71 proc. potrzeb – poinformował Jan Egeland, sekretarz generalny Norweskiej Rady ds. Uchodźców. Efekty braku pieniędzy widać było niedawno w obozach dla syryjskich i irackich uchodźców podczas niespodziewanego ataku zimy. Świat obiegły zdjęcia bosych dzieci na śniegu i namiotowych obozowisk bez ocieplenia i ogrzewania. Mimo wysiłków organizacji pomocowych zdarzały się przypadki śmierci z wychłodzenia.

Polska pomoc

Jedną z niewielu organizacji na świecie docierających bezpośrednio do ludzi potrzebujących pomocy w ogarniętym wojną kraju jest Polska Akcja Humanitarna. Organizacja od 2012 r. pomogła już 640 tys. Syryjczyków, głównie na północy kraju, w rejonie Idlibu i Hamy, zapewniając im dostęp do żywności, wody i opieki medycznej.

Jak przyznaje Janina Ochojska, PAH nie jest w stanie zebrać wystarczających środków, jednak korzysta ze wsparcia innych organizacji doceniających umiejętność polskich aktywistów docierania w miejsca, gdzie pomoc jest najbardziej potrzebna. Dzięki zaangażowaniu PAH w regiony, w których ludzie pozbawieni są dostępu do lekarza, docierają ambulanse, a ich personel podaje małym dzieciom lekarstwo na leiszmaniozę, roznoszoną przez owady chorobę, na którą masowo umierają. Ludzie z PAH kupują w Turcji mąkę i dostarczają wypieczony z niej chleb na obszary zagrożone głodem, budują ujęcia wody pitnej.

To wszystko działania doraźne, które nie odmienią losów tej okrutnej wojny. Mogą jednak uratować życie i zmniejszyć cierpienia choćby części jej ofiar. Pomóc może każdy z nas.

Pomóż ofiarom kryzysu humanitarnego w Syrii! Nr konta: BPH S.A. 91 1060 0076 0000 3310 0015 4960 z dopiskiem „Syria".

Dołącz do Klubu PAH SOS lub PAH SOS Biznes. Więcej informacji: www.pah.org.pl/klub

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1183
Świat
Trump podarował Putinowi czas potrzebny na froncie
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1182
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1181
Świat
Meksykański żaglowiec uderzył w Most Brookliński