Najpoważniejsze konsekwencje „polityki strachu" można było zaobserwować bezpośrednio w brytyjskim głosowaniu za opuszczeniem Unii Europejskiej i przy okazji wyborczych sukcesów autorytarnych rządów w środkowej Europie – uważają autorzy raportu „Nie ma się czego bać, oprócz samego strachu", sporządzonego na podstawie przekrojowych badań przeprowadzonych w sześciu państwach UE: Wielkiej Brytanii, Polsce, Niemczech, Francji, Szwecji i Hiszpanii.
Koordynatorem badań ogłoszonych w Londynie we wtorek był brytyjski Demos, współpracujący z sześcioma think tankami. W Polsce był to Instytut Spraw Publicznych.
Wśród wielu tez, jakie znalazły się w raporcie, na pierwszy plan wysuwa się założenie, że „polityka oparta na strachu" wzmacnia poparcie dla populistycznych i skrajnie prawicowych partii i ruchów. W ten sposób autorzy tłumaczą rosnąca popularność takich ugrupowań jak Front Narodowy we Francji czy Alternatywa dla Niemiec.
Strach kierowany być może w stronę różnych grup ludzi czy społecznych problemów. Obecnie mamy do czynienia głównie z problemem imigracji, który stał się paliwem dla wielu skrajnych ugrupowań.
„Wraz ze wzrostem potęgi populistycznych partii i antyimigranckich nastrojów, obserwujemy wspólny wątek strachu, który wplata się w strukturę społeczeństw europejskich" – analizują autorzy raportu. Strach ten przekłada się na trwale niski poziom zaufania dla instytucji krajowych i europejskich, rosnący sprzeciw wobec imigracji i ogólny nastrój pesymizmu. Ta tendencja może zdestabilizować demokratyczne rządy i stać się wyzwaniem dla współczesnego „liberalnego konsensusu". „A jeszcze 18 miesięcy temu nikt sobie nie wyobrażał nawet, że możemy na tej drodze zajść aż tak daleko".