Nieuznawany przez władze w Mińsku Związek Polaków na Białorusi (ZPB) przekazał prezydentowi Aleksandrowi Łukaszence prawie sześć tysięcy podpisów, złożonych pod petycją w obronie polskich szkół. Na Białorusi działają jedynie dwie polskie placówki edukacyjne – w Grodnie i Wołkowysku. Zostały wybudowane za pieniądze polskich podatników na początku lat 90. Ale i one mogą zostać zrusyfikowane, jeżeli plany tamtejszego resortu edukacji wejdą w życie.
Chodzi o nowelizację ustawy dotyczącej działalności naukowej i oświaty, która dotknie wszystkie szkoły mniejszości narodowych. Autorzy projektu proponują, by przedmioty: człowiek i społeczeństwo, historia Białorusi, historia światowa, wiedza o społeczeństwie oraz geografia były wykładane w jednym z dwóch języków państwowych – rosyjskim lub białoruskim. Liczba przedmiotów „wykładanych w języku państwowym" może zostać zwiększona „na prośbę uczniów". W rzeczywistości chodzi tylko o język rosyjski, ponieważ w języku ojczystym uczy się zaledwie kilkanaście procent samych Białorusinów. Po rosyjsku uczniowie polskich szkół mieliby też zdawać odpowiednik polskiej matury.
Dokument jest przygotowany i czeka na akceptacje obu izb białoruskiego parlamentu. Wszystko jednak będzie zależało od najważniejszego podpisu, czyli rządzącego od ćwierćwiecza prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Na niego w tej sprawie liczy Związek Polaków na Białorusi (nieuznawany przez władze od 2005 roku). „Szanowny Panie Prezydencie, zwracamy się do Pana, który jest gwarantem przestrzegania konstytucji oraz zobowiązań międzynarodowych Republiki Białoruś, z prośbą o niedopuszczenie do likwidacji dwóch polskich szkół" – czytamy w petycji, przekazanej tydzień temu przez ZPB do administracji białoruskiego przywódcy.
– Na razie nikt się nie odezwał, ale czekamy na odpowiedź. Po raz pierwszy zwróciliśmy się do Łukaszenki w tej sprawie – mówi „Rzeczpospolitej" szefowa ZPB Andżelika Borys. Jak twierdzi, przeciwko planowanej rusyfikacji protestują również rodzice uczniów obu szkół, którzy osobno przekazali ponad 300 podpisów do ministra edukacji Białorusi. – Ministerstwo Edukacji na razie nie wycofuje się ze swoich planów. Gdyby zostały one zrealizowane, na Białorusi nie byłoby już polskich szkół – dodaje.
Pomysł resortu oświaty nie podoba się nawet uznawanemu przez władze w Mińsku Związkowi Polaków, na czele którego stoi Mieczysław Łysy. To jego organizacja zarządza obecnie wszystkimi 16 Domami Polskimi, które wykorzystywane są przeważnie do celów komercyjnych. – To głupota, by uczniowie polskich szkół zdawali maturę w języku rosyjskim. Nie popieramy tych propozycji – mówi „Rzeczpospolitej" Łysy. – Nie będę panu mówił, po jakich gabinetach chodzę i z kim rozmawiam. Ostatnio w sprawie planów Ministerstwa Edukacji odbyłem spotkanie z Leonidem Hulaką (minister ds. religii i narodowości Białorusi – red.). Walczymy z tym, ale robimy to po cichu, bo krzycząc niczego nie osiągniemy – dodaje.